Dzisiaj będzie kulinarnie.
Za oknem śnieg, chociaż temperatura dodatnia. We mnie obudziła się tęsknota za ciepłymi krajami i owocami morza. Z owoców morza najbardziej lubię kalmary. Toteż postanowiłam sobie trochę utęsknione klimaty przybliżyć.
W Polsce świeżych kalmarów się raczej nie dostanie. Pozostają zatem mrożone. Też dobre.
W markecie kupiłam dwa opakowania. Opłukałam i wrzuciłam do wrzątku na trzy minuty. Odcedziłam. Posiekałam świeżą pietruszkę ( 2 pęczki) i jedną główkę czosnku ( polskiego, intensywniej pachnie). Następnie na patelni rozgrzałam oliwę z oliwek, wrzuciłam klamary, dodałam pietruszkę i czosnek, doprawiłam do smaku solą i pieprzem, polałam odrobiną sosu czosnkowego chili ( TaoTao) i odrobiną sosu sojowego. Wymieszałam. Samżyłam kilka minut. Danie.... pychota.
Zupelnie nic dla mnie! Ani owocow morza, ani tym bardziej czosnku nie spozywam. :)))
OdpowiedzUsuńCóż każdy ma swoje smaki. Na niektóre potrawy, to nawet patrzęc nie mogę, A do kalmarów przekonałam się przypadkowo. Zjadłam nie wiedząc,że jem kalmary. Smakowały. Od tej pory zajadam się!
UsuńRyby tak, kalmary i inne paskudztwa - zdecydowanie NIE. Nie znoszę tego zapachu, smaku, a już na pewno wyglądu. I żeby nie było - poświęciłam się i próbowałam tych delicji:(
OdpowiedzUsuńNo proszę, a mnie posmakowały. Pachną lepiej niż ryby. Samkują też lepiej niż ryby i ości nie mają.
UsuńCzosnek- owszem, ale do owoców morz jeszcze nie dorosłam, ale nie mówię NIE!
OdpowiedzUsuńA mi tam wszystko chyba by smakowało, bo już czytają ślinkę przełykałam.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam serdecznie.
Kalmary są OK zajadałem się w Grecji. ale tu w Polsce nie ma kto jeść ze mną, a dla mnie samego nie chce mi się robić.
OdpowiedzUsuń