Mężowski to chłopak, którego dowcipy się trzymają od zawsze. Jest jedną z niewielu osób , które potrafią mnie rozbawić do łez.
Jak wiecie, wczoraj mieliśmy mieć kolędę. Nastroje raczej nie były wesołe. Byliśmy spięci. Oczywiście z powodu nielubianego księdza.Kolęda miała się rozpocząć od 16:00. Do domu zjechaliśmy tuż przed godziną K.
Szybki, odgrzewany obiad na wariackich papierach ( żeby zdążyć przed księdzem), zmywanko i... ulga. Zdążyliśmy.
No, teraz może proboszcz sobie przychodzić.
Najgorsze jest takie oczekiwanie. Człowiek chciałby jak najszybciej mieć to za sobą, a tutaj nie ma... cierpliwości trzeba się uczyć. Od takiego czekania czasami człowieka dopadają głupawki. Tym razem dopadło mężowskiego, który wyszedł na zwiady, czy ksiądz idzie, czy ....
Wpadł do domu z krzykiem:
- Idzie! Zapalaj świece! Młodsza ( Młodsza poszła do siebie na górę)! Szybko!
Młodsza zbiegła. Świece zostały zapalone. Czekamy!
- Tylko,żeby zaraz przyszedł, bo się świece wypalą, a drugich białych nie mam - powiedziałam z przekąsem. Mężowski kolejny raz wyskoczył na zwiady. Wrócił. Zgasił świece.
Mówię do niego:
- Nie wprowadzaj nerwowej atmosfery! Jak przyjdzie, to będzie. Zdążymy świece zapalić.
No, był spokój może z 5 minut, kiedy ponownie wybiegł sprawdzić, czy proboszcz zbliża się do naszego domostwa. W tym czasie Kasia poszła do toalety, a Młodsza wróciła na górę.
Mężowski wpada do domu jak piorun.
- Idzie! Zapalamy świece! Kaśka wyłaź z tej toalety Młodsza na dół!
Rozkazy zostały wydane. Dziewczyny posłusznie je wykonały.
Rodzina w komplecie stoi i czeka na kapłana.
Czekamy minutę, drugą, trzecią....
- Pfi - pisnęła Młodsza i poszła na górę. Kasia usiadła w fotelu. Ja zgasiłam świece w ramach oszczędności i poszłam sobie zapalić.
Nagle słyszę ściszony głos Mężowskiego ( chłopina ubaw miał po pachy):
- Dzwońcie. Niech usłyszą,że ksiądz idzie.
Usłyszałam głośny dźwięk ręcznego dzwonka. Ministranci????
Zgasiłam ledwie zapalonego papierosa. Wychodzę i patrzę.... Stoi dwóch ministrantów i dzwonią , a radochę mają jaką! Mężowski ich jeszcze zachęca: głośniej, głośniej!
Na mój widok jeden z ministrantów przestał dzwonić i czym prędzej wyjaśnił,że ksiądz będzie dopiero za 15 minut. Pewnie głupawą minę zrobiłam, bo Mężowski miał minę tak ubawioną, że i ja zaczęłam rechotać . Młodsza, która kolejny raz zbiegła na dół popukała się w czoło ( co znaczyło, ojcu odbija) i kolejny raz wróciła do swojego pokoju, ja zaś, do palarni dokończyć to, co zaczęłam.
Faktycznie po kilkunastu minutach przyszedł ksiądz. Co zastał?
Uchachną rodzinkę, rozbawionych ministrantów.
Mężowski na widok księdza ryknął na Młodszą, aby zeszła. Ale ona myślała,że ojciec znowu jaja sobie robi. Zeszła dopiero na zawołanie proboszcza, co wprawiło nas w jeszcze lepszy humor. O chichoczących ministrantach nie wspomnę. W takiej atmosferze dystans między księdzem a nami prysł niczym bańka mydlana. Ksiądz pokazał ludzkie oblicze i całkiem miło spędziliśmy czas ( dłużej niż zapewne zaplanował).
Po jego wyjściu nastał spokój. Mężowski zażył odprężającej kąpieli i w stroju raczej nie wizytowym ( czytaj szlafroku) paradował po domu, kiedy zadzwonił ktoś do drzwi.
Konsternacja: Kto to? O tej porze ? ( była 21:00)
Poszedł otworzyć.
A tam dwóch ministrantów:
- Czy przyjmiecie państwo księdza po kolędzie?
- Jeszcze raz? - krzyknął Mężowski lekko zdziwiony. Ja pokładałam się ze śmiechu.
:-)))
OdpowiedzUsuńCałkiem ciekawy sposób na przyjmowanie kolędy :-)))
Hi, hi, hi... prawda?!
Usuńnawet ja się śmieję czytając, i wiesz co, uwielbiam taki stan, zwany "głupawką" gdy należałoby zachować powagę a wszyscy zaczynają się wygłupiać
OdpowiedzUsuńJa też! hi, hi, hi...
UsuńMoze za malo w koperte daliscie i proboszcz wpadl po reszte? :)))
OdpowiedzUsuńNie, to ministranci domy pomylili! hi, hi, hi.....
UsuńSkleroza? W tak młodym wieku? Mam tu na myśli ministrantów.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam:)
Ciemno, domki podobne, to i o pomyłkę nie jest trudno!
Usuńale się ubawiłam :)))) u mnie tak samo. najbardziej nie lubię tego czekania i chodzenia od okna do okna. fajnie, że proboszcz okazał się w porządku. najgorzej, kiedy nie ma o czym rozmawiać i wszyscy siedzą, jak "na kazaniu" i czekaja, kiedy sobie pójdzie :)
OdpowiedzUsuńTo prawda. Tego się obawiałam. Na szczęście i głupawki mogą być pożyteczne.
UsuńDobre, dobre :)))))
OdpowiedzUsuńI jakie ogniste klimaty! Piekielne?
OdpowiedzUsuńOj, tam, oj tam! Zaraz piekielne! Toż wieczorny czar domowego ogniska. Ogień w kominku.
UsuńA tak między nami, kobietami... czy to nie Ty podmówiłaś (ściszonym głosem) ministrantów, by na koniec jeszcze raz podeszli do Waszego domku? ;-)
OdpowiedzUsuńJakże sympatyczna historia :)))
Na to nie wpadałam!
Usuńopowieść o księdzu, a ognie jakby piekielne, hmmmm :) ... witaj w nowym roku DD :)))))
OdpowiedzUsuńCo Wy z tymi ogniami piekielnymi? Ogień to ciepło, taniec, zapał. Ma mnie rozpalić do działania. A Wy ogień piekielny! Hi, hi, hi....
Usuńależ DD, nie denerwuj się... ja myślę, że ogień piekielny tm bardziej do działania może rozpalić.. a nawet podpalić :)))))
UsuńTrochę rozjaśniłam, ociepliłam, czy jeszcze są skojarzenia piekielne? Hi, hi, hi....
Usuńzdecydowanie lepiej, psze pani :)
UsuńUf... ulżyło! Dzięki!
UsuńNie ma się co dziwić księdzu. Fajnie było, to jeszcze raz chciał w miłym towarzystwie pobyć. Ksiądz też człowiek :)
OdpowiedzUsuńMoże i tak!
UsuńDobrze że było wesoło. Tak ma być w całym roku:) Pozdrowienia Ella
OdpowiedzUsuńOj,żeby tak było! Niechaj tak będzie! Dzięki Ella
UsuńDobrze m u Was było to i jeszcze raz chciał, a mężowski w szlafrok się wbił, gościa odstraszył :)
OdpowiedzUsuńhttp://eksperyment-przemijania.blog.onet.pl/
Hi, hi, hi... może być!
UsuńFajna historyjka.
OdpowiedzUsuńTeż nie lubię tego czekania na księdza.
Pozdrawiam.
Szalona kolęda .
OdpowiedzUsuńu nas pewnego razu ( w małym mieszkanku wtedy mieszkaliśmy) rozłożone było na podłodze duuuuuuuuuuuuuże puzzle prawie na wykończeniu.Czarniawy proboszcz przybył , wlazł przez nieuwagę , pomodlił się , usiadł na podłodze i zaczął reperować i składać elementy
Dośka do DD
I co, udało mu się????? Ale numer! Takie momenty są niezapomniane!
UsuńDla mnie taka wizyta to wizytacja i raczej jest bez sensu bo wizytowani się denerwują, a nie cieszą
OdpowiedzUsuńHi, hi , hi... jak widać w tym roku było inaczej. Nie cieszyliśmy się, ale bawiliśmy doskonale!
Usuń...świetnie opisane:)
OdpowiedzUsuńSerdeczności:)
Serdeczności Meg.
UsuńTo się ksiądz rozszalał a może ta radosna atmosfera go tak zachęciła:)))Pozdrawiam serdecznie
OdpowiedzUsuńJestem tego w 100% pewna. Radocha też bywa zaraźliwa!
Usuńno i mnie to jutro czeka,niby kilka minut,a człowiek dwa dni się denerwuje...
OdpowiedzUsuńA to ciekawe dlaczego? Nieprawdaż?
UsuńNo to ksiądz spacyfikowany - śmiechem ;)
OdpowiedzUsuńA u Ciebie widzę gorąco na blogu :)
Gorąco na blogu i w duszy! Potrzebuję podgrzania i płomieni do realizacji swoich planów.
Usuńśmiech łagodzi obyczaje, jak widać po raz kolejny :)))
OdpowiedzUsuńpłomienie Twoje ciepłe... to prawda, ale zaraz piekielne??
a bo Ty Ewa nie widziałaś wcześniej, wszędzie było czarno i tylko te płomienie złowrogo błyskały... potem dopiero klimat ocieplony został... :)
UsuńBo nieco złagodziłam wystrój po skojarzeniach, że piekielne.
UsuńFryteczko - masz rację!
Usuńwow, DD, ale u Ciebie ogniście :::))))
OdpowiedzUsuńTaki mam zapał do zmian!
UsuńKlik dobry:)
UsuńA ja w tym roku nie przyjęłam księdza z braku funduszy i tyle. Wolę mieć wpis w kartotece: "nie było w domu", niż "nic nie dała", bo kto zrozumie, że jak 1 jest święto, to emerutura przychodzi dopiero 3.
Pozdrawiam serdecznie.
Myślisz,że takie wpisy czynią?
UsuńDo mnie, jak przychodzi ksiądz, to wyjmuje kartotekę i wypytuje, np. o zeszłoroczną nieobecność oraz członków rodziny, których w danej chwili nie ma w domu, a ma ich w kartotece.
UsuńO rany, tyle stresu z powodu księdza! Co za ulga, że ja mam nie księdza a batiuszkę :)))
OdpowiedzUsuńpozdrawiam :)
Nie każdy ksiądz wywołuje stres.
UsuńJa lubię odwiedziny księdza, ale faktycznie czasami gdy przychodzi czekać ponad miarę to staje się irytujące.
OdpowiedzUsuńOdwiedziny a odwiedziny. Na poprzedniego proboszcza czekaliśmy z prawdziwą radością. Ten jest inny.
UsuńZwykle mam mieszane uczucia w kwestii owej kwesty.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam z Loch Ness
:-)
Cóż, takie Twoje prawo. Serdeczności.
UsuńJa też wczoraj miałam kolędę , miły młody ksiądz nie zabawił długo, pozachwycał się moimi wnusiami, zostawił okrycie by nie nosić po wszystkich piętrach. Lubie ten dzień kiedy wchodzi w moje progi i wnosi błogosławieństwo na cały rok. Serdeczności zostawiam.
OdpowiedzUsuńPięknie napisane materiał na film (żartuję )ja dopiero będe miała kolędę serdecznie pozdrawiam w niedzielę
OdpowiedzUsuńSerdeczności.
UsuńDziękuję bardzo za życzenia ! I również życzę wszystkiego co najlepsze !
OdpowiedzUsuńSerdeczności.
UsuńMam przekonania lewicowe, ale księdza po kolędzie, gdy jesteśmy na to przygotowani *np. cała rodzinka w kupie), zapraszam. Na szczęście naszą parafią zarządzają ojcowie Franciszkanie, którzy jakos dziwnie sa kulturalni i maja poczucie taktu. A to oczekiwaniemoże naprawdę stresować! TDobrze, że Twój Xiążę Małżonek ma takie pogodne usposobienie i sdkłonnośc do żartów!
OdpowiedzUsuńściskam
Pewnie ,że dobrze! hi, hi, hi.... inaczej życie byłoby nudne!
UsuńNo i po co się było stresować?
OdpowiedzUsuńMy to zawsze z zaskoczenia przyjmujemy. Mój tata raz przyjął księdza w kalesonach, a ja sama rok temu przyjmowałam księdza, gdy akurat moja córa chwyciła suchą kromkę chleba. Ubaw miałam, bo koperty wziąć nie chciał, bo niby bida dostrzętna, gdyż dziecko sam chleb zjada...
Pozdrawiam gorąco!
Ha! Łatwo powiedzieć - nie stresować się!
UsuńW mojej rodzinie ewolucja światopoglądowa postępowała zupełnie odwrotnie niż to się dzieje. Przeważnie w okolicach "około komunijnych" przejawiała się głęboka wiara, potem było gorzej. Ja sam, byłbym "o mało co": księdzem, członkiem PZPR, a potem NSZZ "Solidarność", i wreszcie ateistą. Teraz (gdy nauka nadal nie znajduje odpowiedzi na najważniejsze pytania) najbliżej mi do agnostycyzmu. To jednak nigdy nie przeszkadzało, w rozmowach z księżmi (za komuny ksiądz nie pytał się, czy go przyjmiemy, tylko "pukał do każdych drzwi", i z każdym potrafił się porozumieć).
OdpowiedzUsuńBo jeśli ludzie chcą ze sobą rozmawiać na pewnym poziomie, to potrafią.
UsuńSerdeczności.
Taką kolędę to ja też chętnie bym przyjęła. Bardzo ważna jest atmosfera.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam ...
Atmosfera i podejście do problemu!
UsuńDzięki mężowi nie przeżyłaś stresu podczas samej wizyty księdza.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam.
hehe nieźle ;-)
OdpowiedzUsuńJa też nie lubie tego czekania. Najgorzej jest, kiedy nasza klatka jest ostatnia, a dzieje się tak co drugi rok! W tym roku był wikary, więc zaczęłam z nim gadkę o spowiedzi itp. Trochę nam zeszło:)
OdpowiedzUsuńzagubiona
Końcówka tej historii niezwykle mnie rozbawiła:) Kolęda była dzisiaj u mnie:) Pozdrawiam ciepło!
OdpowiedzUsuń