Udzieliła mi się atmosfera Euro. Nawet nie przypuszczałam,że udzieli mi się to tego stopnia.
***
W piątek mieliśmy rodzinnie ( mąż, ja i nasze córki) oglądać otwarcie mistrzostw i pierwszy mecz. A tutaj niespodzianka. Oczywiście jeden taki z rodziny mężowskiej zawsze wymyśli cosik takiego, że nie wiadomo, czy śmiać się, czy płakać. W każdym razie, gdyby chodziło o mnie - sprawa byłaby prosta - powiedziałabym: dziękuję za zaproszenie, ale mam inne plany. Mężowski jednak chce zgody w rodzinie. Nikt nie potrafi tak fantastycznie działać wbrew sowim pragnieniom i oczekiwaniom, jak on. Ja - cóż - żona jeno jestem. Przy boku mężowskim stać powinnam, jeśli taka jego wola będzie.
Zapowiedziałam jednak,że dłużej niż godzinę w owej gościnie nie wytrzymam, i żeby mu nie przyszło do głowy przedłużyć wizytę choćby o 5 minut.
Poszliśmy. Ludu, jak się wymęczyłam. A ta godzina wlokła się niczym kilkanaście godzin ciężkich tortur. Co zerknę na zegarek, to dopiero minuta minęła. Na szczęście wszystko się kiedyś kończy, zatem i ta grzecznościowa godzina również skończyć się musiała. Spojrzałam na mężowskiego a ten wstał i czym prędzej wymówkę znalazł na wyjście. Wstajemy, już przy drzwiach jesteśmy, kiedy..... Kiedy mężowski owych gospodarzy do nas z rewizytą na dzień następny zaprosił. Ups.... pomimo duchoty lodem powiało z mojej strony. Spojrzenie na owego "gospodarza puściłam", co znaczyło - nie waż się z tego zaproszenia korzystać, bo źle się ono dla ciebie skończyć może. Po czym opuściłam lokal, aby powietrza zaczerpnąć.
W drodze do domu rozważałam, czy mężowi wyrzuty robić, czy odpuścić. Na szczęście dotarliśmy do domu, włączyliśmy telewizor. Nasi właśnie na boisko wbiegli. Kiedy hymn odśpiewali, to mnie łezka w oku się zakręciła. A potem .... nerwy, radość, emocje, strach....
Wiecie co? Ja chyba kibicem zostanę. Nawet spodobały mi się te wrzaski przed telewizorem. Trochę pozazdrościłam tym, co na stadionie, bo ta atmosfera... Ale w domu też było fajnie.
Wczoraj imprezka w domu - imieniny męża. Czuł napiętą atmosferę. Od rana byłam poddenerwowana z powodu jednego niemiłgo mi gościa. Cóż... Stało się. Wyszukałam na strychu maskę na tę okazję. Nałożyłam i czekam. Maska uwiera.
Goście się schodzą i... przyjechała rodzina owego niemiłego bez niego! Upf... Od razu ulżyło. Maska won!
I było miło, i fajnie, i ciekawie.
Wieczorem z mężem kolejny mecz obejrzałam. I nawet mi się podobał.
Oj,udziela mi się atmosfera Euro!
Blog kobiecy o życiu, podróżach, pracy, rodzinie. "JEŚLI COŚ CI SIĘ NIE PODOBA, ZMIEŃ TO; A JEŚLI NIE MOŻESZ TEGO ZMIENIĆ, ZMIEŃ SPOSÓB MYŚLENIA O TYM." M. Engelbreit
Jeśli wierzysz, że Ci się uda, że potrafisz, w większości wypadków rzeczywiście Ci się uda, to władza umysłu nad ciałem.
- Vernon Wolfe
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
A wiesz, mnie też jakoś atmosfera się udzieliła, mimo, że nożną się jakoś nie zachwycałam strasznie :)
OdpowiedzUsuńHa! Bo to jest jak fala tsunami.
UsuńA ja ciagle nie przekonalam sie do pilki noznej i pozostaje kibicem siatkowki:-)
OdpowiedzUsuńA z niektorymi czlonkami rodziny dobrze wychodzi sie jedynie na zdjeciach...
Oj, jeśli zdjęcie , to w środku, bo po bokach mogą wyciąć.
UsuńJa ostatnio wolę tenis, bardzo mnie wciągnęły rozgrywki w Paryżu;-)
OdpowiedzUsuńA co rodziny, to rozumiem Cię aż za dobrze!
A dokończenie finału marzeń dopiero jutro :)
UsuńW każdej rodzinie zawsze się jakiś taki znajdzie...
UsuńA niemiły gość chociaż bystry;)
OdpowiedzUsuńEmocje na stadionie nieporównywalne -słyszę o tym za każdym razem jak Sołtys wraca a meczu! Aż się boję co będzie 18 czerwca! Ma bilet na mecz!;)
Bystry? Ha! Zależy z której strony. Jeśli intrygę przygotować lub zmanipulować kogoś - to mistrzostwo. Reszta na pograniczu upośledzenia.
UsuńI mnie się łezka w oku zakręciła jak nasz hymn od grali ...
OdpowiedzUsuńU mnie taka atmosfera kibicowania to jest już od dawna, bo i mąż grał kiedyś, a syn i wnuczek - grają jeszcze! Do wszystkiego można się przyzwyczaić.
Pozdrawiam serdecznie i życzę miłego dnia.
ja oglądam wszystkie mecze... choć,oczywiście, naszym kibicuję najbardziej :) a wczoraj to nawet Młodemu tłumaczyłam co to jest spalony !!! pozdrawiam... i "Poooolskaaaaa biało-czerwoni...."
OdpowiedzUsuńCzyli nie ma tego złego :)
OdpowiedzUsuńNam też udzieliła się atmosfera, choć na co dzień kibicami nie jesteśmy. I nawet fajnie tak wysłuchiwać wrzasków rozlegających się za oknami :)
Dobrze, że są jeszcze kobiety, które kibicują. A mój Mąż w ogóle nie znajduje nic fajnego w oglądaniu meczy :(
OdpowiedzUsuńDzisiaj ze zdziwieniem usłyszałam z ust naszego syna, że jeszcze nie opuścił żadnego meczu. Zdziwiłam się, bo bardziej jest kibicem żużla niż piłki nożnej. Mój mąż też po późna siedzi przed telewizorem, że mną bywa różnie, bo czasami mam włączony komputer i tylko jednym okiem zerkam na mecz. Tak jest w tej chwili podczas meczu Anglia: Francja.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam.