Powoli wszystko zaczyna się układać. Dzieciaczki przyzwyczajają się do szkoły. Jeszcze tylko kilkoro niepokornych zostało. Niestety, z tymi maluchami będzie więcej pracy. Nie są nauczone żadnych zasad. Nie słuchają nikogo, robią, co chcą, kiedy chcą.
Dzisiaj rozmawiałam z ojcem jednej dziewczynki. Mała przerywała rozmowę. Szarpała go za rękę. Chciała za wszelką cenę przerwać to spotkanie. Na moje słowa skierowane do nie wzruszała ramionami, podskakiwała, kopała podłogę. Pan zdenerwował się. Głupio mu było. Cóż mała zachowywała się dokładnie tak samo, jak w klasie, tzn. ojciec do niej mówi, ona nie słucha, odwraca się, odchodzi itp. W końcu chwycił ją mocniej za rękę, chciał przywołać do porządku. Jednakże mała, miała swojego rodzica w głębokim poważaniu. Po krótkiej rozmowie już sam na sam okazało się, że to dziecko w domu rządzi. Nie słucha nikogo, a dla świętego spokoju wszyscy jej ustępują, gdyż w przeciwnym razie - histeria, wrzaski .... Hm... Trudne wyzwanie! Bardzo trudne wyzwanie. Ale, co to dla mnie?! hi, hi, hi....
Umówiłam się z panem, że zgłoszą się do mnie razem z żoną, kiedy ustalą zasady w swoim domu. Wówczas będziemy mogli współnie oddziaływać na dziecko. Zobaczymy, co z tego wyjdzie?
***
Gdzie ten asystent, Pani Minister? No gdzie?
Powodzenia!!!!:):):):
OdpowiedzUsuńRany Julek!!! Przecież nie napiszę "Rany Boskie". To takie niewskazane.
OdpowiedzUsuńAle ja nie o tym.
Gdyby to było "milion lat przed naszą erą", problemu by nie było! Smarkacz zostałby pouczony fizycznie i porządek by był. Teraz, ogłupiali rodzice (te wszystkie bzdurne poradniki i porady dla debili) mącą im w głowach. Chaos i paranoja.
Życzę Ci hartu ducha!
Pa:))))
Tylko tyle mi pozostaje! Grunt, to nie dać się zwariować.
UsuńI ja się pod tym co Ozon napisała podpisuję, dwiema rękami i nogami!
UsuńSkąd się biorą tacy rodzice ??
OdpowiedzUsuńPrzecież szykują piekło swojemu dziecku.
Mam okazję obserwować takie właśnie rozwydrzone dziecko.
Jest coraz gorzej, bo już mu w I klasie załatwiają papiery u psychiatry...
I co z tego dziecka wyrośnie?
Narkoman ?
Nieodmiennie współczuję Tobie...
I podziwiam :-)
Jesli rodzice ustalą między sobą, czego właściwie chcą, to dziecko bardzo szybko się podporządkuje. Wierże,że się uda!
UsuńTacy rodzice biora się z beztresowego wychowania. :) bardzo zawierzyli współczesnym tendencjom... Już się czkawka odbija, a co bedzie później...
UsuńJak powiedział ten fircyk z Gdańska co go do Brukseli ewakuowali "bicie dzieci to narodowy sport Polaków"... Zatem ani takiej klapsa dać, ani nic.
OdpowiedzUsuńJejku, jejku! To dopiero ambaras by powstał!
Usuńzaraz byłaby afera z telewizją w tle . jakas "Uwaga" czy coś w tym stylu:)
UsuńNo to wpadłaś ... w wir pracy. A ponieważ znam ten ból, więc już nie będę przypominał o znanym powiedzeniu: "Obyś cudze dzieci uczył/a".
OdpowiedzUsuńMimo wszystko jest to jakaś satysfakcja, gdy coś się uda zmienić, ale wiadomo: "do tanga trzeba dwojga", a tu jakby rodziców nie było ...
Ot, śpia jeszcze! A dziecko rośnie!
UsuńPo prawdzie to kompletnie wiem o jakim asystencie piszesz? A dzieczynka ... no cóż, jest wręcz typową przedstawicielką swojej płci hehehehehe :-)
OdpowiedzUsuńBuziak z Loch Ness
:-)
Żebyś wiedział!
UsuńDorotka, to Ty w asystenta uwierzylas? Oj, niepoprawna z Ciebie optymistka!
OdpowiedzUsuńCos mi sie widzi, ze predzej mi kaktus na zadku wyrosnie, niz Ty dostaniesz obiecanego asystenta. :)
A to dziecie to rzeczywiscie wyzwanie, oby tylko rodzice zechcieli wspolpracowac!
Zechcą! Zechcą! Już zechcieli. Nie na próżno starali się, aby dziecię w mojej klasie było!
UsuńA potem w gimnazjum mama mówi, że sobie z synem nie poradzi!!!!!! bo się go boi!!!!!
OdpowiedzUsuńAno... Jak się dzieci chowa, a nie wychowuje, to potem należy się ich bać! Taka kolej rzeczy! Zawsze próbuje to uświadamiać,co niektórym rodzicom. Niestety, nie do wszystkich dociera!
UsuńTakie dzieciaki zdarzają się coraz częściej. Najpierw trzeba wychować ich rodziców bo to ich wina
OdpowiedzUsuńDlatego domagam się dodatkowych pieniędzy, hi, hi, hi.... Wszak zatrudniono mnie do nauczania ( coraz częściej wychowywania) dzieci, a nie dorosłych!
UsuńOtóż nie Drugabasiu, środowisko nauczycielskie jest tak samo winne!
UsuńNa początku lat 90 zrobiło rewolucję obyczajową w wychowaniu, niszcząc przy okazji walki z "autorytaryzmem' rodzicow także ich autorytet. Poza tym spory odsetek nauczycieli kompletnie nie współpracuje z rodzicami, narzucając im swoje racje jako te jedyne i obowiązujące.
Kolejna kwestia to brak w szkołach warunków by dzieciarnia się wyszumiała.
Wreszcie (akurat w tym przypadku oboczny) problem. 99% kadry to kobiety i jako takie kompletnie nie rozumiejące męskich/chlopięcych potrzeb zachowań i postaw.
Makromanie, to nie wiem czego żądasz: jak rewolucja obyczajowa to współpraca z rodzicami, jak współpraca z rodzicami to brak autorytaryzmu. Przypominam, że współpraca z rodzicami to wymysł rewolucji, dawniej rodzic po prostu dostawał feedback, że jego dziecko jest głupie i tyle. Nauczyciel miał autorytet, więc mógł tak sugerować, w końcu wszystko co powiedział było prawdą objawioną.
UsuńJednocześnie nie ma czegoś takiego jak męskich/chłopięcych potrzeb i zachowań :). Chłopcy dawniej bardziej rozrabiali, bo rodzice dziewczynki wychowywali, a chłopców puszczali samopas. Sytuacja w szkole się zmieniła, bo teraz jest po równo - dziewczynki są tak samo puszczone samopas :). Sugerujesz więc, że matki nie powinny zajmować się wychowaniem swoich synów, bo nie rozumieją ich potrzeb. Nie pamiętam już ile to minut Polak poświęca swojemu dziecku (wg badań), ale na pewno mniej niż 10 dziennie. W związku z tym cieszą mnie jednak twoje poglądy - DO DZIEŁA! :)
Cyniu - Szkoła powszechna w znanym na kształcie, to prosta linia rozwojowa idei bismarckowskiej. Faktycznie, drzewiej zwłaszcza na wsiach, była to informacja na wywiadówce z zaleceniem manta w domu - ale to NIE było podważanie autorytetu rodziców! Potem przyszły lata 90 i się zaczęło - efekty widzimy. "współpraca" z rodzicami polega na przekazaniu "ABSOLUTNIE NIEPODWAŻALNYCH" zaleceń odnośnie tego co, jak, i jak długo ma rodzić robić z dzieckiem a jak tego nie robi to znaczy że, nie współpracuje z nauczycielem. Także nauczanie własne rodziców traktowane jest jako co najmniej wykroczenie i wstąpienie w kompetencje nauczycielskie osób do tego nieupoważnionych.
Usuń"Jednocześnie nie ma czegoś takiego jak męskich/chłopięcych potrzeb i zachowań :). " - o żesz... znaczy nie mam potrzeb żadnych, a jak jednak jakieś mam to chłopcem nie jestem? Czy też inaczej - dziewczynki i chłopcy mają dokładnie takie same potrzeby? No to ciekawe czemu ani ja ani moi synowie za cholerę nie chcieliśmy się bawić "w dom" a za to chętnie w "strzelanego"? Ciekawe tez czemu dziewczynki spokojnie wysiedzą 45 minut a dla chłopców to udręka - i nie mów mi że to kwestia wychowania - bo to sprawa fizjologii. Chłopcy mają nieco inny metabolizm i ich mięśnie wymagają stałego "przepalania" energii.
"Chłopcy dawniej bardziej rozrabiali, bo rodzice dziewczynki wychowywali, a chłopców puszczali samopas." - a teraz ich samopas nie puszczają, a chłopcy jak rozrabiali... rozrabiają!
"Sugerujesz więc, że matki nie powinny zajmować się wychowaniem swoich synów, bo nie rozumieją ich potrzeb." - ależ jak najbardziej... powinny, ale pod kuratelą ojca!
"Nie pamiętam już ile to minut Polak poświęca swojemu dziecku (wg badań), ale na pewno mniej niż 10 dziennie." - ciekawe co za szujon kłapciaty takie brednie "wybadał"? Ale znając poziom naukawców (sic - to jak np. z kwasami mogą być azotowe i azotawe), całkiem możliwe że coś takiego osiągnęli...
Drogi Makromanie! Byłam dziewczynką, ale potrzeby chłopięce miałam i owszem - chodziłam po drzewach i płotach, trudno mi było wysiedzieć na lekcji, oj, trudno, kopałam w piłę, grałam w kapsle... Ale szanowałam dorosłych (mimo, a może dlatego, że u nas w domu pasek NIE wisiał na drzwiach. Uczono mnie szacunku dla starszych. Teraz zmieniło się o tyle, że rozszerzyło się również na młodszych. Jestem nauczycielką, szanuję dzieci i ich rodziców. Nie mogę powiedzieć, że wszystko przebiega bezstresowo (dla mnie ;). ale się staram, choć rzeczywiście czasem baardzo mnie ręka swędzi. Uch, bardzo. ;D Ale choćbym chciała temu zaradzić, nie wolno mi (zaręczam - drapanie nie pomaga) - i dobrze, bo nie chcę, żeby dzieci się mnie bały. Ktoś w końcu musi je nauczyć szacunku...
UsuńB:
Usuń"Drogi Makromanie" - a tam drogi jestem modelem tanim w utrzymaniu ;-)
"Byłam dziewczynką" - zmieniłaś płeć?
"ale potrzeby chłopięce miałam i owszem" - a zdajesz sobie sprawę że istnieje błąd logiczny zwany pars pro toto? Nawet najbardziej odstające od średniej, a;e indywidualne przeżycia, zapatrywania czy postawy nie mogą stanowić argumentu w dyskusji ogólnej.
"Ale szanowałam dorosłych (mimo, a może dlatego, że u nas w domu pasek NIE wisiał na drzwiach." - a czy ja pisze że miał wisieć?
"Uczono mnie szacunku dla starszych" - tymczasem np w wyborczej z lat 90 pamiętam kilka tekstów sławiących młodość, które jednocześnie dezawuowały doświadczenia starszych, w czambuł rozgramiając tezy, jakoby starsi mieli prawo uczyć młodych. No to czemu się dziwimy - Wyborcza była wtedy szalenie opiniotwórcza.
"Ktoś w końcu musi je nauczyć szacunku... " - czyli jednak nie pokładasz ufności w rodzicach?
to w szkole tak? bo takie zachowanie zdarza się u dwu-trzylatka. Nie wytrzymałabym jednej godziny!
OdpowiedzUsuńCzasami też mam ochotę uciekać, gdzie pieprz rośnie.
UsuńJa też! ;D Ale są też miłe chwile i dla tych chwil warto być nauczycielem...
UsuńDasz radę. To pewnie nie pierwsza niesforna osóbka pod Twoimi skrzydłami. :)
OdpowiedzUsuńTo prawda. Było ich trochę, oj, było....
UsuńBardzo się cieszę, że trafiłam na Twojego blooga. Jestem mamą 6-latka, który w tym roku poszedł do 1 klasy. Musiał iść, bo jest z marca. Mam sporo obaw i wiem, że to nie tylko chodzi o program nauczania, o szkołe... Chodzi głównie o naukę i zachowanie. Nie będę tu w komentarzu pisać wszystkiego, ale pewnie nie raz zwrócę się z prośbą o poradę na moim blogu.
OdpowiedzUsuńTeraz odnośnie zachowań dzieci w szkole. Wiem, że najważniejsze jest wychowywanie w domu. Znam całą teorię jak, co i dlaczego, ale z moim młodym różnie to bywa. W domu się słucha, bo jesteśmy konsekwentni. Oczywiście jest uparty i próbuje, ale ostatecznie odpuszcza. W szkole zachowuje się różnie. Jest bardzo żywiołowym dzieckiem, szybko się nudzi, jest uparty i ma problem z koncentracją. W "0" Pani miała z nim problem. Teraz ma inną wychowawczynię i widzę, że lepiej się nią dogaduje, ale ... No właśnie do aniołów to on nie należy. Z tym zachowaniem obserwuje różne sytuacje. Są dzieci, które w domu są aniołkami, a gdy brakuje oka mamy lub taty zapominają o zasadach. Są też takie co w domu przy rodzicach luz blus, a w szkole chodzące ideały. Sama nie wiem co lepsze.
Pozdrawiam...
Ps Jeszcze tu wrócę, mam nadzieję, że nie ma Pani nic przeciwko... ;)
Zapraszam serdecznie!
UsuńA po co asystent? Rozumiem, że do takich właśnie rozwydrzonych gówniarzy. Będzie się szarpał z bachorem i rozpirzy lekcję, bo i tak cała uwaga klasy zwróci się ku nim. Bez sensu to wszystko.
OdpowiedzUsuńNie rozumiesz! Asysten nie jest od szarpania się z "bachorami" , ale do pomocy w czasie wyjść, nawet po szkole ( maluch w wielkiej szkole potrafią się zgubić), odprowadzania maluchów do poszczególnych sal , np. na zajęcia specalistyczne, do świetlicy, do stołówki. pomocy w opiece w czasie wyjśc poza teren szkoły itp. Czasami trzeba jednocześnie doprowadzić grupy róznych dzieci w trzy rózne miejsca i jeszcze mieć dyżur we własnej sali. Widzę,że nie masz zielonego pojęcia o pracy z maluchami. Serdeczności.
UsuńOczywiście, że nie mam - bo i skąd? Sądziłam, że ten asystent to taki ktoś, kto "asystuje' nauczycielowi, a więc jest w klasie podczas lekcji, teoretycznie do pomocy. Praktycznie, jak czytam, i tak go nie ma.
UsuńBo asystuje. Pomaga organizacyjnie i opiekuńczo. Oj, jeszcze o tym napiszę. Ludziom się wydaje,że nauczyciel nauczania początkowego to tylko sobie siedzi i za nic pieniądze bierze. Przecież literkę "A" każdy potrafi napisać.
UsuńNie ma i w tym problem! PONOĆ REFORMA ZWIĄZANA Z SZEŚCIOLATKAMI TAK WSPANIALE ZOSTAŁA PRZYGOTOWANA! Teraz, zapewne, co niektórzy ordery i sporą kasę ( tam w ministerstwie ) za tę " super"reformę otryzmaja.
No, tyle akurat (że nie ma spokoju), to wiem. Tylko jak działa ten teoretyczny asystent nie wiedziałam. A że chybiona reforma... A czy to pierwsza? Czy ostatnia? Sądzę, że dopóki oświata będzie co i rusz reformowana dotąd, dokąd nie zostanie całkiem rozpirzona w drzazgi, a nauczyciele skończeni fizycznie, psychicznie i materialnie.
UsuńP.S. Nie wiem, po co to pierwsze "dopóki się wkradło" w drugiej linijce od dołu. Do wymazania!
UsuńBezrobocie jest. Znaleźli kolejne wyjście z sytuacji, przynajmniej częściowe. A że chybione...;(
UsuńBo nasi mrządzący umieją tylko obiecywać, niestety... Pozdrowienia:) Ella
OdpowiedzUsuńI to wkurza na maksa!
UsuńCo tam asystent. Zamiast się zamartwiać tzw. rasami agresywnymi psów i testami psychologicznymi dla ich właścicieli, powinno się wydawać licencję na rozmnażanie - niektórzy nie mają na tyle rozwiniętego mózgu, żeby sprostać tej rzeczywistości. Dobrze, gdy jest z kim współpracować, ale kiedy rodzic przerzuca obowiązek wychowania na obcą osobę, która widzi dziecko nieraz trzy razy w tygodniu, po godzinie, to ręce opadają. Żeby było śmiesznie, czasem ta osoba ma lepsze wyniki wychowawcze niż rodzice (ręce opadają jeszcze niżej).
OdpowiedzUsuń"Co tam asystent. Zamiast się zamartwiać tzw. rasami agresywnymi psów i testami psychologicznymi dla ich właścicieli, powinno się wydawać licencję na rozmnażanie - niektórzy nie mają na tyle rozwiniętego mózgu, żeby sprostać tej rzeczywistości." - Jejuuuu zabrzmiało jak odezwa Biura Centralnego Komunistycznej Partii Korei Północnej - Licencja na rozmnażanie - wiesz Wojtyszko to wymyślił jakieś czterdzieści lat na zad... i wtedy to była bardzo niepoważna fantastyka naukowa, Trzydzieści lat temu czytałem to w książkach Wnuka Lipińskiego - nadal była to SF - choć o mocnych fundamentach w CHRL, Dwadzieścia lat temu zaczęto głośno mówić o konsekwencjach polityki jednego dziecka, dziesięć lat temu o wymieraniu "starej Europy"... Trochę powiało chłodem - takie ciarki na plecach...
Usuń"niektórzy nie mają na tyle rozwiniętego mózgu, żeby sprostać tej rzeczywistości." - jak byliśmy z żoną na USG podczas ciąży, i pani ginekolog w3skazała na główkę i rzuciła:
- "o proszę państwa a tu dzieciątko ma mózg"
na to ja
- "a to w takim razie nie jest mój, bo ja mózgu nie mam..."
- "no wie pan, ile trzeba mieć mózgu żeby takie dziecko do życia powołać?"
- "no Pani doktor, kto jak kto, ale lekarka ginekolog najlepiej powinna zdawać sobie sprawę, że do poczęcia dziecka, mózg jest najmniej koniecznym narządem..."
"Dobrze, gdy jest z kim współpracować, ale kiedy rodzic przerzuca obowiązek wychowania na obcą osobę, która widzi dziecko nieraz trzy razy w tygodniu, po godzinie, to ręce opadają." - i vice versa. Skoro nauczycielki z zapałem skarżą się na zachowanie uczniów w szkole, podczas gdy w domu ciż sami chłopcy zachowują się zdecydowanie inaczej... to o czym to świadczy? O niewydolności wychowawczej szkoły? O przerzucaniu swoich obowiązków na rodziców? O usiłowaniu wyślizgania się od odpowiedzialności? czy o wszystkim pospołu?
"Żeby było śmiesznie, czasem ta osoba ma lepsze wyniki wychowawcze niż rodzice": - zwłaszcza w subiektywnym odczuciu tejże...
Ufff - wygadałem się - ale... te agresywne psy i ich właściciele to konkretny problem, sam psiarzem jestem, ale jak widzę psycholi (po zachowaniu widać że kolo ma neurozę) z rottweilerem czy pitbullem to mam ciarki na placach.
Mam ucznia, który w domu jest aniołkiem. Spróbowałby nie być! Wtedy do szkoły przychodzi dopiero, kiedy mu ślady po biciu zejdą (sprawa w toku). To sposób? Ja dogaduję się z nim bez takich metod, choć nie zawsze jest łatwo. Ty próbowałeś? Masz dzieci? Jakie są?
UsuńDruga sprawa - piszesz, że "nauczycielki z zapałem się skarżą". Mają w klasie dwadzieścia parę maluchów, w tym często połowę z problemami... A nie jedno własne w domu...