Ale brzydko dzisiaj! Wieje i co rusz leje. Pogoda iście jesienna.
Mężowski wczoraj wiele grzybów nie przywiózł. Mówi,że się kończą. Rydzyków kilka tylko znalazł. To trafiły do gara z innym. Ponoć wiele było robaczywych. Pojeść wiele, to nie pojedliśmy. Wczoraj trochę na obiad i dzisiaj zaledwie do jajecznicy starczyło. A ... i jeszcze dwie kanie znalazł.
***
Czytałam taki artykuł, gdzie jeden profesor oskarżał polską szkołę,ze uczy nie tego , co trzeba, np. ludzie nie potrafią odróżnić kani od muchomora sromotnikowego, stąd tyle zatruć. Mnie rozpoznawać grzyby nauczył ojciec. Pamiętam szczególnie lekcję z kaniami i muchomorami. Kania ma inną nóżkę i ruchomy kołnierzyk.
***
Wzięłam sobie ten artykuł do serca i postanowiłam przygotować dzieciakom taką lekcję. Jutro mam koło przyrodnicze dla maluchów ( znowu mnóstwo chętnych - a miałam na 10 zakończyć zapisy). Przygotowałam prezentację i krótki filmik instruktażowy. Może komuś w głowie taka lekcja zostanie, jak mnie ta nauka ojcowska.
Super pomysł z tą lekcją:) w ubiegłym roku nazbierałam kanie ale nie byłam pewna na sto procent i wyrzuciłam je; na wszelki wypadek gdyby to był muchomor sromotnikowy ' do dyspozycji miałam atlas a to nie to samo co doświadczony grzybiarz np. jak twój ojciec :))
OdpowiedzUsuńPozdrawiam Serdecznie I.
I bardzo dobrze zrobiłaś! Nie jesteś pewna - nie jedz!
Usuńnie ma to jak lekcja pokazowa - filmy zostają na dłużej pozdrawiam i zapraszam do siebie
Usuńhttp://eksperyment-przemijania.blog.onet.pl/
Wiesz, wielu rzeczy przydatnych w życiu nie uczy szkoła. Brakuje zajęć praktyczno - technicznych.
OdpowiedzUsuńMnie też ojciec zabierał na grzyby.
I nie wiem jak można pomylić aksamitką z góry kanię z muchomorem. Po prostu nie wiem.
Pozdrawiam serdecznie :)
Można. Są okazy niezwykle podobne. Znalazłam fotki w internecie!
UsuńTaka nauczycielka to skarb!!!
OdpowiedzUsuńNa grzybach nie znam się wcale! Nigdy na grzyby nie chodziłam.
Ostatnio Kappie tłumaczyłam co to są grzyby i jak wyglądają ale wyjaśniłam jej rownież że niektóre są trujące a że Mama nie zna się to poprostu nie wolno ich zrywać a już napewno brać do buzi. Chyba zrozumiała? Oby!
Powodzenia na lekcji.
Pozdrawiam
Ano! Nie znasz, nie jedz! To najlepsza zasada.
UsuńGrzybów zbyt dużo nie ma - to fakt, ale w Wielkopolsce to raczej jeszcze nie koniec. Jeszcze jest nadzieja;-)))
OdpowiedzUsuńLubiłam jeździć na grzyby w okolice zjazdu z autostrady przy Nowym Tomyślu :) Tam w lesie, przed rondem, mieliśmy swoje miejsce :)
UsuńW październiku zacznie się sezon na opieńki i zielonki!
UsuńŚwietnie że bierzesz sobie takie rzeczy do serca!
OdpowiedzUsuńPowodzenia:)
Biorę, bo jeszcze mi nie stało się obojętne!
Usuńto bardzo dobry pomysł, zwłaszcza, kiedy można dotknąć, zobaczyć, porównać. A im wcześniej, tym lepiej.
OdpowiedzUsuńMnie też rozpoznawać grzyby uczył tata. Oraz konsekwentnie nigdy nie zbierałam tych, co do których nie miałam 100% pewności, że są jadalne.
OdpowiedzUsuńAle faktycznie, taka lekcja w szkole na kółku przyrodniczym, to także według mnie, doskonały pomysł;-)))
Pomysł trafiony w dziesiątkę. Dzieciaki zainteresowane, że aż! Nie zdążyłam wszystkiego zrobić! Trzeba będzie realizację tematu przedłużyć!
UsuńJa stara grzybiara jestem, ale i ja czasem mam wątpliwości co do trafnego rozpoznania, wówczas takowego grzybola po prostu zostawiam, a kanie uwielbiam, w panierce:) Łatwo go pomylić z muchomorem, ale tylko wówczas gdy jest małym nierozwiniętym do końca grzybem. FAKT, polska szkoła nie uczy rozpoznawania grzybów, a winno to być w programie, wszak Polacy zbierać je lubią ...u mnie grzybów nie jest dużo...czekam na wysyp.
OdpowiedzUsuńKreślę pozdrowienia!
Ps...dziś jest Dzień Śliwki i Dzień Grzyba ...
To święta typowo jesienne, ale za to jakie smaczne.
Celebrujmy je póki możemy, bo, kiedy już pojawią
się przymrozki, będziemy mogli je tylko wspominać
przy słoiku marynaty lub powideł:)
Oj, tak , tak!
Usuńwłaściwie to nie znam się na grzybach (poza paroma podstawowymi gatunkami typu kurka ;)) i nie chodzę ich zbierać... ale jeść lubię... a w szkole, hmmm. wiele rzeczy według mnie jest zbędnych, i wiele tez brakuje ... miłego dnia :)
OdpowiedzUsuńTo może ktoś tam na górze w końcu przejrzałby tę podstawę programową pod kątem przydatności do życia!
UsuńBoję się zbierać kanie czy sowy, bo się na nich nie znam. W moich rodzinnych lasach takich grzybów się nie zbierało. Lekcja o rodzajach grzybów przyda się każdemu dzieciakowi.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam.
Też tak myślę! A zajęcia przypadły dzieciakom do gustu!
Usuńgdybym miała dziecko, chciałabym, by "użerało" się z takim wychowawcą jak Ty.
OdpowiedzUsuńHe, he, he....
UsuńU mnie też grzybów nie ma... Oby wiecej takich nauczycieli, jak my:))) Uściski:) Zapracowana Ella
OdpowiedzUsuńCześć, Dorotko, nie bywam ostatnio na blogu, bo straszne tu zamieszanie z tym przenoszeniem kont, więc dlatego się i u Ciebie nie udzielam. Dziś przychodzę "po prośbie". Przenosiłas swojego bloga - jak się to robi. Pomocy, please! :) Czy każdą notkę traktowałaś opcją kopiuj/wklej, czy też jest jakiś inny sposób, który pozwoli zachować oryginalne daty wpisów...?
OdpowiedzUsuńPozdrowionka,
Lidia_G
Zasmucę Cię - na bloggera przenosiłam notka po notce. Niestety, bez komentarzy.
UsuńSwietny pomysl Dorota, możnaby tę lekcję powtarzać co roku, żeby sie utrwaliła. A najlepsze byłoby wyjście do lasu :)
OdpowiedzUsuńJedna lekcja w roku, to definitywnie za mało!
OdpowiedzUsuńDziasiaj bylam w ladeckim przedszkolu...katastrofa. Skad woda?- pytam. Z karanu, prosze pani. A chleb, meleko? Ze sklepu, prosze pani... Moze to i male dzieci, ale do zycia to nic, a nic nie przygotowane. Ogolnie jestem optymistka, ale jak patrze na mlodych w Polsce....zgina! Ognia bez zapalek nie rozpali, jedzenia w lesie nie znajdzie, a jak zabraknie internetu to smierc na stojaco!
OdpowiedzUsuńSerdecznosci
Judith
Święta prawda! Jestem nią, niestety, przerażona. My, dorośli, my - rodzice robimy z młodego pokolenia dosłowne kaleki życiowe.
OdpowiedzUsuńNie przesadzajcie moje Panie, nie jest tak źle z tym młodym narodem. Ot, choćby dzisiaj, moja Młodsza z Kolegą z klasy (dzieci 6 letnie)-bawili się patykami, kamieniami i szalo-chustą córki. Przez ponad godzinę, tarzając się w piachu, skacząc po kamieniach udając że to są skały, udając że walczą o przetrwanie. Ja wiem, że to zabawa a nie życie ale wyobraźnia jest niezmiernie ważna. A co do sklepu-kilkanaście lat temu moja kuzynka poczestowana zupą z wkładką spytała skąd mięso-no z kury-odpowiedziałam-ale ze sklepu ?...Także takie głuptasy były są i będą-uważam jednak ze nie można uznawać iz takich jest wiekszość :) Pozdrawiam :)
OdpowiedzUsuńMadziu! jest ich większość! Niestety! Na ostatniej wycieczce - na wieś , z moja klasą, wiesz, jaka była największa atrakcja- KOGUT!
UsuńBardzo fajny pomysł:)
OdpowiedzUsuń