Mieszkam za miastem, na wsi, która oddalona jest 5 km od centrum miasta. Do najbliższej Biedronki mam 5 minut drogi autem. Wydawałoby się ,że miejsce idealne. Byłoby idealne, gdyby w pobliżu był sklepik z prawdziwego zdarzenia, żeby nie było trzeba po każdą pierdołkę brakującą do , np. obiadu wsiadać w samochód i jechać.
Do początku ubiegłego roku był w naszej wsi PSS- Społem. Pracowała w nim pani Helenka, jak sama mówiła, od zawsze. Sklep otwarty był od 7:00 do 15:00. Punkt 15:00 pani Helenka wychodziła ze sklepu i zamykała go na wszystkie cztery spusty i kratę. Na pytanie dlaczego tak krótko jest otwarty ( w tych godzinach normalni ludzie zwykle pracują)? odpowiadała:
- Jestem sama, musiałabym zbyt długo pracować, a nie mam takiej potrzeby. Poza tym miasto blisko, ludzie i tak robią zakupy w mieście.
Po co w takim razie ten sklep?- pomyślałam, skoro babka tak rozumuje.
- Przecież można zatrudnić drugą sprzedawczynię - ciągnęłam.
- Ach pani! Narobiłaby manka i co...??? Nie, nie, sama jestem,. sama odpowiadam i pretensje mam do siebie.
Do tego sklepiku ludzie przychodzili głównie pogadać. Pani Helenka, niczym Kleczkowska ze "Złotopolskich" była skarbnicą wiedzy o wszystkich z całej parafii.
Ja, jako nowy zasiedleniec 6 lat temu od razu, na samym początku zostałam wypytana o wszystko, co ją interesowało. A że kontaktowa ze mnie babka, to i mnie informacji o Zdzichach, Krychach i innych udzielano. I tak idąc po poranne pieczywo ( pani Helenka dla mnie specjalnie kroiła chleb na krajalnicy domowej, bo zwykle zamawiała niekrojony) dowiadywałam się,że u Kowalskich ( których na oczy nie widziałam i nie znam do tej pory) jest remont. Ale nieciekawa ekipa prace wykonuje, bo po alkohol od rana do sklepiku przybiegają. U Malinowskich kolejna wnuczka się urodziła, a Iksiński żonę zdradził i pewnie rozwód będzie.
Pewnego razu pani Helenka z łzami w oczach powiedziała,że PSS-y likwidują sklep. Ją wysyłają na emeryturę, a pomieszczenie wynajmują komuś tam. Żal kobiecina miała, bo to ona chciała sklepik wydzierżawić, a nawet nie poinformowano jej o planach likwidacji. Cóż...
Niemal z dnia na dzień sklepik wiejski wszedł we władanie prywatne. Natychmiast zmieniły się godziny otwarcia od 6:00 do 20:00.
No! Pomyślałam! Nareszcie!
Nie próżno mawiają: Nie chwal dnia przed zachodem słońca.
Wprawdzie sklepik był długo otwarty, ale nie było w nim wiele towarów. Moich papierosów nie było - bo nikt oprócz mnie takich nie pali we wsi. Firma Winiary jest za droga ludzie wolą tańsze. Warzyw nie było, bo przecież każdy ma swój ogród.
Właściwe sklep tak mało miał towaru ( głównie najtańszy alkohol), że świecił gołymi ( dosłownie) półkami.
Zajrzałam raz, drugi i trzeci... Przestałam zaglądać. Podejrzewam,że inni klienci też tak zrobili. W końcu do najbliższej Biedronki bądź Lidla zaledwie 5 minut.
Pewnego razu sklepik zamknięto na cztery spusty. Pojawili się budowlańcy i rozpoczęli gruntowny remont. Zaciekawiło mnie, gdyż zmieniono zewnętrzny wygląd budynku, pojawił się gustowny szyld. Stary PRLowski budynek zrobił się bardziej przyjazny i wręcz zachęcał do zajrzenia do środka.
Zajrzałam dzisiaj raniutko!
Ludu kochany SZOK! Szok przeżyłam, kiedy weszłam do owego sklepiku. Czyściutko,kolorowo i pachnąco. Asortyment bogaty. Dwie uśmiechnięte ,obrotne babeczki, które znam z widzenia, obsługują klientów.
Kupiłam pieczywo - świeżutkie i smaczne - rewelacja- ( będę tam kupować - piekarnia na ryneczku straci klientkę).
Nie trudno się domyślić,że poprzednia właścicielka zwinęła interes.
A nowej właścicielce życzę sukcesów. Grunt to pierwsze wrażenie.
Po prostu pierwszy dzierżawca miał mały kapitał.
OdpowiedzUsuńDrugi dzierżawca albo już ma sklepy albo miał porządny kapitał żeby zatowarować sklep.
Albo wziął kredyt ... do odważnych świat należy.
Tego nie wiem. Mogę tylko ocenić fakty.Ale zapewne tak było!
Usuń...pani "Kleczkowska" po prostu nie sprostała czasom...pewnie odpowiadało jej bycie bardziej babcią Google niż sprzedawcą, ale jak widać do czasu. Nowy sklep z pewnością stoi tzw. frontem do klienta...będzie sukces, na sto procent:)
OdpowiedzUsuńSerdeczności:)
Pani "Kleczkowska" była swoistą relikwią z poprzedniej epoki. I trochę mi żal....
UsuńNajgorsze, ze wszedzie takie male rodzinne sklepiki plajtuja, bo nie wytrzymuja konkurencji cenowo-asortymentowej z wielkimi konsorcjami. To powszechne zjawisko, nawet tutaj. Kazdy praktycznie ma swoj samochod, wiec w drodze z pracy zalatwia zakupy. Niemniej zycze sympatycznym i obrotnym paniom sukcesu, moze dadza rade utrzymac ten sklepik ku Waszej wygodzie.
OdpowiedzUsuńBuziaki
Mam nadzieję,że uda im się! Taki sklepik jest potrzebny.
UsuńJest taki mit, że na wsi schodzi tylko alkohol, więc niektórzy się nastawiają na "szybki interes". Może ktoś myślał, że pieniądze mu z nieba zaczną spadać?
OdpowiedzUsuńSklep musi być dla ludzi - nie ma tego, co potrzebują, pójdą gdzie indziej. A jak pójdą raz i drugi, już nie wrócą...
Postawiła na alkohol, to takich klientów miała.
UsuńLubię takie małe sklepiki. Mimo iż mieszkam w centrum Wawy to do Biedronki mam 15 minut autem, do Lidla tak samo :)
OdpowiedzUsuńTeż lubię, bo maja taki specyficzny klimat.
Usuńgrunt to wrażenie, ale i zaangażowanie. nawet przy małym nakładzie finansowym można coś zdziałać, jak się tylko chce. myślę, że takie sklepiki nadal maja rację bytu, blisko i pod ręką.
OdpowiedzUsuńLubię małe sklepiki, dobrze że nie zostały całkowicie wyeliminowane:) Pozdrawiam
OdpowiedzUsuńI mam nadzieję,że nie będą!
UsuńWitaj :)
OdpowiedzUsuńI ja mam sentyment do małych, wiejskich sklepików. Dawno temu moja Mama w takim pracowała.
Grunt, to miła obsługa i przyjazne otoczenie :)
Pozdrawiam ;)
Dokładnie tak. W takich sklepikach ważne są relacje między ludźmi.
UsuńDo najbliższego sklepu mam cztery kilometry z ostrej górki. Latem to nie problem. Zimą, gdy trzeba ten dystans pokonać w obie strony wracam po prawie trzech godzinach spocona i czerwona jak burak. A samochodem sie tam w zimie od nas nie dojedzie. Trzeba do najbliżeszego miasteczka - 10 km. Ale nic nie poradzimy. Tutejszy mały sklepik dwa lata temu ez zamknął podwoje, bo klientów było za mało, by mu sie opłacało.
OdpowiedzUsuńFajnie, że Ty znowu masz sklepik pod nosem Dorotko. Jednak to duza wygoda!:-)
To fatalnie!
UsuńNo i proszę, dobry obserwator wie czego potrzeba we własnej społeczności i to się nazywa BIZNES - bo przecież chodzi o to, aby się zaopatrywało i wszystko sprzedawało!!!
OdpowiedzUsuńPozdrawiam serdecznie
http://eksperyment-przemijania.blog.onet.pl/
http://kadrowane.bloog.pl/
Trzymam kciuki za Panie!
UsuńPrzecież tak powinno być. Jest zapotrzebowanie, jest sklep.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam:)
Taki sklepik na pól gwizdka w takim miejscu, to strzelanie sobie w stopę. Nic dziwnego, że się nie utrzymał. Na wiosce gdzie mieszka moja mama są dwa. Od lat. Właściciele dbający o klienta asortyment szeroki. Właściciele na tym biznesie domu pobudowali, a mieszkańcy zadowoleni, bo do miasta nie trzeba gnać. Jak się chce to się da ;) Dla wyjątkowych malkontentów jest jeszcze handel obwoźny ;)
OdpowiedzUsuńSmacznych i świeżych bułeczek z lokalnego sklepiku życzę każdego ranka ;)
Ślicznie dziękuję, zaraz po nie pojadę!
UsuńJak dobrze, że ten problem mnie nie dotyczy... Mam pełny wybór i wszelką dowolność pór doby. Chociaż ta jedna niewygoda mnie w życiu ominęła ;)
OdpowiedzUsuńMieszkając w mieście też mnie nie dotyczył. Dlatego panicznie się bała przeprowadzki poza miasto. Zastanawiałam się, jak ja będę funkcjonować bez sklepów czynnych całą dobę... Okazało się,że można!
UsuńZazdroszczę Ci sklepu blisko bo sama muszę do najbliższego maszerować grubo ponad kilometr i to na skróty przez las co z siatami łatwe nie jest tak, że zakupy albo załatwia mąż albo jeżdżę do centrum bo supermarket jest blisko przystanku...Samochodu obecnie już nie mam i raczej mieć nie będę bo ani ja ani mąż na kierowcę nie mamy kwalifikacji...Całe szczęście, że istnieją taksówki i coraz więcej sklepów internetowych powstaje...
OdpowiedzUsuńTo faktycznie trudna sytuacja. Dla mnie nie do pomyślenia!
UsuńWłaśnie taki powinien być sklepik jeśli jest jedyny w okolicy: bogato zaopatrzony. Tylko wówczas może być jakąś konkurencją dla sieciówek. Tyle, że u nas każdy jest nastawiony na szybki i wielki zysk i bardzo się boi, żeby nie daj Boże coś się nie zmarnowało. Ciekawa jestem czy ten sklepik długo się utrzyma
OdpowiedzUsuńZobaczymy! Od czasu do czasu coś o nim wspomnę!
Usuńbo trzeba frontem do klienta :) ...pozdrawiam
OdpowiedzUsuń