Fakt, ostatnie miesiące obfitowały w najróżniejsze wydarzenia, które, jakby nie patrzeć odbijają się na moim zdrowiu psychicznym. Najgorsze są te bezsenne noce. Mój stan,zapewne, zaczął być dokuczliwy dla rodziny. Cóż!
- Kupię ci rower. Taki z koszyczkiem. Widziałem w sklepie - ciągnął Mężowski.
Trzeba było zobaczyć moją minę. Skąd urwał się ten chłop? Zaczęłam się nawet zastanawiać, jaki ma interes w tym,aby wciskać mi rower , którego nie chcę!
- A po kiego mi rower? I na dodatek z koszyczkiem? Przecież mam samochód - odpowiedziałam.
- Wakacje idą. Do sklepiku sobie będziesz na rowerze jeździć, a do koszyczka zakupy włożysz.
Wytrzeszczyłam oczy z niedowierzaniem.
- Do sklepiku, powiadasz. Na rowerze, z koszyczkiem.... - wyobraźnia ruszyła, jak ja na to moje wzgórze z kolejną porcją zakupów w koszyczku rowerem podjeżdżam. Ja tam z trudem moim autkiem wjeżdżam, a co dopiero z obładowanym rowerem o napędzie moich zwiotczałych mięśni.
Nawet przemknęła mi myśl,że facet chce mnie wykończyć, bo skąd bu mu się taki pomysł narodził?
W sobotę przed południem dostałam rower. Piękny, czerwony, z przerzutkami i z koszyczkiem z przodu. Donoszę pośpiesznie,że nie mam żadnych urodzin, imienin, rocznicy. Dostałam prezent BEZ OKAZJI.
Wieczorem Mężowski, i Młodsza wyciągnęli rowery. Mój nowiuśki także.
Matko kochana! To ci dopiero plan diabelski. Ostatni raz jeździłam na rowerze, kiedy w liceum byłam. Serce zaczęło łopotać ze strachu.
- Nie wiem,czy ja jeździć potrafię! - krzyknęłam przerażona.
- Tego się nie zapomina - odpowiedział ze stoickim spokojem Mężowski.
- Pokażę ci miejsca, których nigdy nie widziałaś.
I wyruszyliśmy na wycieczkę. Po trzecim kilometrze poczułam wiatr we włosach, poczułam zapach traw.... Poczułam się wolna! Boże takiego uczucia już dawno nie zaznałam. Wróciliśmy zmęczeni ( najbardziej ja) ,ale tacy radośni, tacy inni. Tej nocy spałam jak zabita.
W niedzielę wieczorem znowu wyruszyliśmy na nasz rowerowy rajd. Tym razem Mężowski pokazał mi przepiękne trasy, przez które prowadzi nowo wybudowana ścieżka rowerowa. Żałowałam, że nie wzięłam aparatu.
To ten mój chłop miał iście skuteczny plan na mój stan emocjonalny, moje frustracje , moje stresy...! A ja już go o niecne zamiary podejrzewałam...
I jak takiego chłopa nie kochać?
Proponuję pójść dalej, a mianowicie:
OdpowiedzUsuńhttp://technologie.gazeta.pl/internet/1,113843,14093023,Udalo_sie___powstal_latajacy_rower_.html
Serdeczności z krainy Loch Ness :-)
Wolę jeżdżący po ziemi....
UsuńInnymi słowy, jako cyklistka preferujesz kolarstwo przyziemne :-))))
UsuńSerdeczności mkną z Loch Ness
:-)
Jak najbardziej!
Usuńja rower mam, i nawet bym go może wyciągnęła, ale ... po pierwsze - miasto, a po drugie - samotnie jeździć to żadna frajda... ale Tobie gratuluję, i rodzinki, i okolicy :)
OdpowiedzUsuńNie opowiadaj - w mieście - można, samej - można, a nawet lepiej, bo nikt Ci doopy nie zawraca, nie truje nad uchem oraz jedziesz jak chcesz i swoim tempem. Ooo. Frytki na rowery! :D
UsuńW mieście to żadna frajda. Trzeba tylko uważać i tyle. Frajda tak za miasto!
UsuńPiękny masz ten rower :) i prezent, i bez okazji, nonono
OdpowiedzUsuńNooooo i takie rzeczy się zdarzają!
Usuńoj znam to uczucie niepewności.... ja dopiero drugi rok mam rower, / ten ostatni dostałam na urodziny / mam ścieżkę rowerową w swojej wsi więc chowam strach i jadę...
OdpowiedzUsuńI fajnie jest, nieprawdaż?
UsuńNie ma to jak sponiewierac sie na rowerze, to najlepsze lekarstwo na melancholie oraz inne stresy.
OdpowiedzUsuń...chłopa kochać! rowerek piękny, wycieczka na odreagowanie pomysł świetny, i pytanko mam; pupa aby nie bolała?
OdpowiedzUsuńSerdeczności:)
Bolała i jeszcze boli.... hi, hi, hi!
Usuń...tak myślałam:)
UsuńMój też wpadł na ten sam pomysł, ale nie ma czasu go realizować... na szcęście ;o)
OdpowiedzUsuńCo się odwlecze, to nie uciecze- pamiętaj... hi, hi, hi...
UsuńCzy Ty się czasem w czepku nie rodziłaś?
OdpowiedzUsuńZamieszkujesz w okolicy, w której nawet mały wiejski sklepikarz dba o Twoje zdrowie nie zamawiając ulubionego zabójcy.
Mąż kocha nad życie
I wszyscy dbają o zdrowie mamuśki
Pozdrawiam i
wiatru we włosach
http://kadrowane.bloog.pl/
A jak na to wpadłaś? Faktycznie, ponoć w czepku się urodziłam. Jestem Dziecko Szczęścia!
Usuńw sobotę mój mąż kupił mi rower:)nie jeżdziłam od 4 klasy podstawówki !wsiadłam i przejechałam 4 kilometry :)pozdrawiam ja po prostu przeczytałam o sobie :)
OdpowiedzUsuńHa! To witaj w klubie!
UsuńŚwietny prezent, popieram Twego Mężowskiego ;-) Mądry facet z Niego!
OdpowiedzUsuńOj, mądry i kochany na dodatek!
Usuńkochac i to mocno takiego M.
OdpowiedzUsuńrowerek najlepszym lekarstwem na stres i najtansza silownia!!!!!!!!!!!!!
no to korzystaj kochana!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!
:O)
I tak własnie zamierzam czynić. Przy tym więzi rodzinne się zaciśniają. Takie rodzinne wypady, to po prostu przyjemność.
UsuńAle wspaniały pomysł! I dla zdrowia i dla Was;) Ściskam!
OdpowiedzUsuńDorotko gratuluję mężowi Twojemu pomysłu , za jakiś czas nie powiesz że napędzasz rower zwiotczałymi mięśniami , zobaczysz jak Ci się pięknie nóżki wyrobią :)
OdpowiedzUsuńSerdecznie pozdrawiam :)Ilona
Fakt - chłop fantazję ma!
UsuńSkuteczny plan na stan emocjonalny, frustracje i stresy, powiadasz...? No, no... Realizacja takiego planu dopiero by mnie nabawiła frustracji! I zamiast kochać męża, wyrzuciłabym go z domu razem z tym narzędziem tortur do produkcji hemoroidów i odcisków!
OdpowiedzUsuńWbrew pozorów tak nie jest. Jeszce niedawno myślałam dokładnie tak samo. W duchu psioczyłam wsiadając na rower i zaciskając ręce na kierownicy.Ale po kilku kilometrach, kiedy poczułam wiatr we włosach - zmieniłam zdanie. A ZATEM TRZEBA SPRÓBOWAĆ.
UsuńNie trzeba. Nienawidzę jeździć na rowerze, mimo że wielokrotnie próbowałam się przełamać. Boli mnie od tego tyłek i dostaje garba!
UsuńCóż... każdy ma swoją ulubioną formę ruchu. Nic na siłę! Serdeczności.
UsuńKochać, kochać, bo to mądry chłop!
OdpowiedzUsuńNa stresy wysiłek fizyczny jest najlepszy. Ja jeżdżę na rowerze i łażę z kijkami do lasu, czuję wtedy ten wiatr we włosach i siłę jak wtedy, gdy miałam 20 lat. Czekam teraz na baseny, morze, na pływanie, to także światna forma wypoczynku.
Ciepło pozdrawiam, j.
Serdeczności!
UsuńTakiego chłopa to tylko kochać :)
OdpowiedzUsuńNie ma wyjścia. Tylko kochać i już!
UsuńA wyobraź sobie, że ja po intensywnym życiu w mieście tęsknię za sielskim obrazkiem małego miasteczka czy wsi, a także za takim rowerkiem z koszyczkiem. Podejrzewam, że jest to niebywałe lekarstwo dla duszy
OdpowiedzUsuńTak. Przynajmniej dla mnie jest to lekarstwo dla duszy!
UsuńAleż fajnie!!! Uśmiechnęłam się :)
OdpowiedzUsuńNo nie?
UsuńPamiętam jedną taką wycieczkę. Zrobiliśmy z marszu ze dwadzieścia kilometrów, na samym początku wczasów , dwa lata temu. Rowery pożyczyliśmy od właścicieli "wczasowiska". Dwa "górale" to były, ciężkie jak diabli. Co sobie tę jazdę przypomnę, to "tył" mnie zaczyna boleć.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam:)
A na moim rowerze wcale nie muszę się schylać. Tak ma wyprofilowana kierownicę,że siedzę sobie normalnie.
UsuńOjejku! cudownie taka niespodzianka bez powodu, rower zwlaszcza! cudowny jest twoj mezowski! az lezka w oku ze wzruszenia sie kreci :) przepiekny ten rower, moze tez nie ganialabym wszedzie autem, kakbym taki cudny rower z koszyczkiem miala! musze pokazac memu mezowi ten post :) pozdrawiam!
OdpowiedzUsuńWspaniale!
OdpowiedzUsuńwięcej takich niespodzianek życzę:))
pozdrawiam
Lubię takie niespodzianki! Oby więcej.
Usuńbardzo mi się podoba plan Twojego Męża, to mądry facet, dlatego nie dziwota, że kochasz :)))
OdpowiedzUsuńNie dziwota!
UsuńMoja Marzenka godzi się jedynie na tandem...
OdpowiedzUsuńAle masz rację - rower daje niesamowite poczucie wolności.
To źle do niech podchodzisz. Trza się sprytem wykazać. Po naukę do Mężowskiego radzę iść!
UsuńRower jest wręcz czymś idealnym, pozwala czuć wiatr we włosach i dawać w pewien sposób wolność :)
OdpowiedzUsuń