Jeśli wierzysz, że Ci się uda, że potrafisz, w większości wypadków rzeczywiście Ci się uda, to władza umysłu nad ciałem.

- Vernon Wolfe

wtorek, 14 sierpnia 2018

Innsbruck

Ostatnim etapem naszej podróży był magiczny Innsbruck. Napisałam magiczny, bo mnie naprawdę oczarował. Prześliczne miasto leżące w dolinie, otoczone Alpami.
Upał był niemiłosierny, na głębsze zwiedzanie  nie mieliśmy ochoty, chociaż Stare Miasto stolicy Tyrolu robi wrażenie, oj robi. Nawet, jeśli  nie masz ochoty, to na zabytkowe budowle natykasz się co krok. ot, np. tu  Łuk Triumfalny.
Ulica Maria Theresien Stasse też zachwyca swoim zadbaniem i dopieszczeniem.







Idąc ną dalej dochodzimy do głównego placu City Square, na którym znajduje się kolumna ś. Anny. Na placu i dalej , mnóstwo ludzi. Są też bary kawiarnie, sklepy, nawet galeria handlowa (dodam nie było w niej klimatyzacji ku mojemu zaskoczeniu).
Każdy budynek jest charakterystyczny i czymś się wyróżnia. Na jednych tablice upamiętniajace , np to,że nocował tam Mozart.

Na innym rzeźby gołębi siedzące na parapetach okiennych. I to zafascynowało mnie najbardziej. A dlaczego?
Bo żywych ptaków nigdzie nie było.











Współczułam "żywym rzeżbom", takiej prześlicznej panience z rebrną różą. W taki upał, to był bardzo ciężko zarobiony grosz.













Będąc w Innsbrucku koniecznie trzeba zobaczyć Złoty Dach. Kiedyś był to balkon dobudowany do budynku. Robi wrażenie. Bardzo mi się podobał. W ogóle Starówka ma swój specyficzny charakter. Zachwyca tam dosłownie wszystko. Dodam, że ceny nie są jakieś super wygórowane ( w odniesieniu do Włoch i ich coperto). Na Satarówce zjedliśmy porządny ( jak powiedział mój mąż) obiad, tzn. solidny sznycel i przepyszne ziemniaki przyrządzone ich, regionalnym sposobem.



Głównym punktem, który wg. mojego męża należało zobaczyć, to skocznia narciarska.
Obiekt całkiem przyjemny. W telewizji wydawała mi sie bardziej okazała.
jakis młodzian trenował. Polewali mu skocznę wodą, a on skakał.

W telewizji lepiej widać,  bez dwóch zdań. Osobiście nie lubię zimy i za sportami zimowymi też nie przepadam. Zatem, skoki, jak już muszę, to wolę oglądać w domu.

U góry na skoczni była kawiarnia - klimatyzowana, na szczęście. Można było wypić całkiem dobrą kawę.

Ze skoczni rozciąga się widok na Innsbruck i na Alpy. I był to najlepszy punkt programu.





I to był ostatni odcinek moich podróżniczych opowieści. Naładowałam akumulatory do pełna. Wypoczęłam. W głowie znowu huczy od wariackich pomysłów, ale o tym następnym razem.

13 komentarzy:

  1. Wariackie pomysły po udanym urlopie są zawsze w cenie. Z Twojego opisu wynika, że spodobałby mi się Innsbruck na bank, zwłaszcza stare miasto i kawa na wysokości :-)

    OdpowiedzUsuń
  2. Z Twoich porad na pewno skorzysta wiele osób.
    Ciekawie napisane :) Pozdrowienia :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Macie zdrowie tak zwiedzac w ten sakramencki upal. :))

    OdpowiedzUsuń
  4. Zwiedziłaś piękne miejsca i nic dziwnego że tryskasz energią:))Pozdrawiam serdecznie:)))

    OdpowiedzUsuń
  5. Ja bym pognała na skocznię w pierwszej kolejności...;o)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ha... to się różnimy. Dla mnie skocznia była przy okazji.

      Usuń
  6. Kochana,
    piękne to Wasze podróżowanie, podziw!
    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  7. Podróże podziwiamy, czekamy na badania ciała pomysłom.

    OdpowiedzUsuń

Jeśli nie jesteś posiadaczem konta google+ wybierz "nazwa/adres url" i wpisz swój nick lub imię. Trochę tak głupio rozmawiać z Anonimem.