Od jakiegoś czasu miewam sny. Nie są przyjemne. Tłumaczyłam je zmęczeniem, chandrą... Ale one powracały niczym natręctwa. Powracały nawet na jawie niczym przebłyski. Czasami widziałam przez moment ojca. Nie zastanawiałam się. Ot, natręctwa...
A jednak. Kostucha odwiedziła moją rodzinę dwa miesiące temu. Naostrzyła kosę i tnie. W ciągu dwóch miesięcy wykosiła trzy osoby z mojej rodziny. Czwarta już czeka w kolejce.
***
Dzisiaj otrzymałam kolejną wiadomość. Odeszła ciocia, ostatnia siostra mojego ojca...
I owe sny nagle stały się takie czytelne.
Uodporniłam się na wiadomości o śmierci. Jest ona nieunikniona.
Przyjmij wyrazy wspolczucia, Dorotka.
OdpowiedzUsuńNie, na to nie da się uodpornić...
OdpowiedzUsuńSmutne. Współczuję bardzo i życzę Ci siły by przetrwać ten ciężki czas...
OdpowiedzUsuńDorotko! współczuję i rozumiem! A sny-chyba ich nie doceniamy...
OdpowiedzUsuńTo są trudne chwile, każdy musi jakoś uporać się z tym. Przesyłam słowa otuchy.
OdpowiedzUsuńNiestety jest nieunikniona,ale żal zawsze pozostaje.Bardzo Ci współczuję.Pozdrawiam serdecznie!!!
OdpowiedzUsuńŚmierć zawsze motywuje mnie do zintensyfikowania życia.
OdpowiedzUsuńWspółczuję Ci kochana.
OdpowiedzUsuńTrzymaj się w zdrowiu.
Bardzo mi przykro...Serdecznie współczuję...
OdpowiedzUsuńMiałam w swoim życiu półtora roku, w którym pochowałam prawie całą Rodzinę...
Człowiek "ubiera pancerz" i tylko chce przetrwać tę żałobę...
Współczuję.
OdpowiedzUsuńŻyjemy pokoleniami, jak chrzty to od razu kilka, jak śluby to też co parę miesięcy, jak będziemy umierali to pewnie też w krótkich odstępach...
Tak to już jest.