Wczoraj w kościele katolickim obchodziliśmy święto Bożego Ciała. Jest to jedno z tych świąt nakazanych, którego nie rozumiem, nie czuję, nie pojmuję. Oczywiście znam historię wprowadzenia tegoż święta, znam zamysł i cel. Nie znaczy jednak, że przemawia do mojej duszy. Jestem praktykującą katoliczka, zatem (bez wewnętrznego przekonania) uczestniczę w kościelnych obchodach.
W związku z tym mam pewne spostrzeżenia, o których chciałabym dzisiaj napisać.
Od wczesnego dzieciństwa uczestniczyła w uroczystych procesjach. Najpierw jako mała kilkuletnia dziewczynka sypałam kwiatki. Motywacją były cukierki od księdza proboszcza. Ostatni raz sypałam kwiatki w drugiej klasie. W trzeciej przesunięto mnie do niesienia szarfy od jakiejś niebieskiej poduszki. Nie miałam pojęcia, co to za poduszka i dlaczego tyle osób musi asystować przy jej niesieniu. Pamiętam,że było wówczas bardzo gorąco i... zemdlałam. Od tamtego czasu bezpośrednio nie uczestniczyłam w procesjach. Stałam się raczej gapiem. Razem z innymi dzieciakami biegaliśmy na skróty między ołtarzami, aby zawsze widzieć przedni orszak, popatrzeć na dziewczynki sypiące kwiatki, na ministrantów dzwoniących dzwonkami, na inne rekwizyty niesione przez różnych ludzi.
Kiedy moje starsze dziecko było w drugiej klasie, ponownie wzięłam czynny udział w niezrozumiałej dla mnie procesji. Tym razem miałam pełnić rolę troskliwej mamy, która niesie zapas kwiatów do sypania oraz napoje. Miałam taką rolę pełnić, ale przypisano mi inną. Siostra Augustyna przesunęła mnie do niesienia wielkiego drewnianego różańca ( ku uciesze Mężowskiego), a role troskliwego rodzica powierzyła tatusiowi. I to był ten ostatni raz. Później w procesjach szłam z tyłu wśród ludzi. Szłam , aby przejść, odhaczyć, zaliczyć... Bez przekonania.
Od kilku lat mieszkam na wsi. Tutaj pracesja maszeruje kilka kilometrów z jednego kościoła do drugiego. Zwykle idziemy kilka kilometrów w jedną stronę, po to, aby tą samą drogą powrócić. Dla zdrowotności idealna sprawa. Ktoś zapyta. w jakim celu właściwie uczestniczę w takich procesjach? Z dwóch powodów. Po pierwsze - tradycja; po drugie, aby ksiądz się nie czepiał. I z tych samych powodów zapewne chodzi wiele osób, gdyż....
W tym roku Młodsza grzebała się tak długo, iż nie zdążyliśmy dojść na czas do kościoła w Strzelinku. Zbliżaliśmy się do trzeciego od końca ołtarza, kiedy zobaczyliśmy idącą ku nam procesję. Mężowski spanikował i razem z młodszą postanowił zatoczyć potężny krąg, aby później dołączyć do orszaku ( co powie ksiądz, kiedy zobaczy,że się spóźniliśmy, jeszcze wytknie nas publicznie palcem - lepiej nie ryzykować). Mnie to osobiście zwisało, więc razem z Kasią postanowiłam poczekać na procesję przy tymże ołtarzu. Tak też zrobiłyśmy.Tym sposobem znalazłyśmy się w pierwszych szeregach procesji zaraz za księdzem i organistą. Oragnista zawodził jakieś pieśni, wtórował mu chór wiejskich bab. Nie było to przyjemne dla ucha, więc zwolniłam krok, aby przesunąć się do dalszych szeregów. Im dalej, tym słabiej było słychać ów skowyt. Szły obok mnie mamuśki z wózkami. Rozmawiały głośno o swoich pociechach, kupkach, zupkach. Co jakiś czas podchodziła do nich inna kobitka, zajrzała do wózka "ci ci bobasku"...
Atmosfera iście religijna - pomyślałam i zwolniłam krok, aby przesunąć się do jeszcze dalszego szeregu. Tam panowie żwawo dyskutowali o grillowaniu, piwie i golonce, o pijanym Staśku i jakiejś Ewce. Ups.... - pomyślałam i znowu krok zwolniłam, i ponownie do tyłu się przesunęłam.
Pieśni już prawie nie słyszałam, a gdyby nawet coś do ucha doleciało, to solidnie zostałoby zagłuszone przez rozmowę dwóch starszych pań lekko przygłuchych zapewne. W ciągu kilku minut poznałm historię choroby pani Władzi, jej zięcia i nieszczęsnej córki. Słuchać się tego nie dało, więc zwolniłam krok i.....
i znalazłam się na samiutkim końcu orszaku. Dołączyłam do Mężowskiego i Młodszej. W milczeniu dotarliśmy do naszej wsi.
Hm...
Jak widać sporo katolików nie rozumie tegoż święta.
Hm....
Blog kobiecy o życiu, podróżach, pracy, rodzinie. "JEŚLI COŚ CI SIĘ NIE PODOBA, ZMIEŃ TO; A JEŚLI NIE MOŻESZ TEGO ZMIENIĆ, ZMIEŃ SPOSÓB MYŚLENIA O TYM." M. Engelbreit
Jeśli wierzysz, że Ci się uda, że potrafisz, w większości wypadków rzeczywiście Ci się uda, to władza umysłu nad ciałem.
- Vernon Wolfe
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
ale co Ci zrobi ksiądz jak nie pójdziesz? zbije Cię, zabierze premię, wyrzuci z pracy?
OdpowiedzUsuńWytknie publicznie i moja Młodsza może miec kłopoty, jeszcze u bierzmowania nie była i....
UsuńI wiele jeszcze się różnych powodw znajdzie. Dla świętego spokoju wolę odhaczyć i z głowy.
o, matko ...to straszne co piszesz..ksiądz wytknie publicznie, kłopoty z bierzmowaniem...co to ma być? Przymusowa dobrowolność?
UsuńSerdeczności :)
Na to może wyglądać. Syn sąsiadów miał problem z uzyskaniem zaświadczenia,że może być chrzestnym, gdyż ....
Usuńe tam - nie wierzę.
UsuńAle z drugiej strony.
Aby być bierzmowanym, czy ojcem chrzestnym trzeba być katolikiem i to gorliwym, praktykującym i obeznanym z wiarą - inaczej to bez sensu. Gdybym był księdzem sam za cholerę nie wydał bym zaświadczenia że ten czy ów może być ojcem chrzestnym, skoro bym go w kościele nie widywał...
I to jest smutne, że katolicy( niektórzy) nic nie robią w kierunku zrozumienia istoty świąt.
OdpowiedzUsuńPowiem tak: nigdy, nikogo nie nawracałam na siłę... wiara to indywidualna droga i wybór.
Szanuję ludzi bez względu na ich światopogląd.
Kiedy idę na procesję, wiem po co idę, dlatego nie wdaję się w rozmowy, choć wiele osób rzeczywiście próbuje " zagadać". Wtedy rozmawiam tylko z Jezusem ukrytym w Hostii. Wierzę, że tam jest, żywy, dla mnie, mogę Mu powierzyć w ciszy serca wszystkie swoje troski, wiem, że mnie nie zdradzi, nie wyśmieje. Wspaniała okazja by być blisko Kogoś, Kogo kocham. Nie zależy mi na tym, żeby mnie widział ksiądz ( to też zwyczajny człowiek), ani ludzie, bo nie zabiegam o popularność. Owszem, cieszy mnie też zewnętrzna oprawa, bo przecież nawet dla zwyczajnych gości przygotowujemy dom, ogród na ich przybycie, a co dopiero, jeśli mamy podjąć Kogoś tak ważnego.Piszę to szczerze Dorotko. Moja wiara jest wiarą prostej kobiety ze wsi i takiej wiary życzę każdemu, kto ma wątpliwości...
Szczęściara, i tyle....
Usuńej, ale co niby mam robić "w kierunku zrozumienia"? Mam taki sam "problem" (o ile można to nazwać problemem) co autorka bloga. Historię powstania święta znam. No i co z tego? Nie chodzę na procesję, mam gdzieś co ksiądz pomyśli, mieszkam w obrębie dużej parafii (ale rozumiem autorkę i jej "odhaczanie", bo sama jestem świadkiem sytuacji, że ksiądz na wsi robi problemy młodym, którzy chcą się pobrać (mam być świadkową na ich ślubie), "bo on ich na mszy nie widzi", a oni chodzą do innego kościoła i nie chce dać aktu chrztu). Uważam, że to kapłan powinien wiernym przybliżać sens tego święta (i innych świąt) prostym, zrozumiałym językiem, a się tego nie robi - wręcz przeciwnie głosi z ambony teologiczne dyrdymały, których nikt nie rozumie (autor zapewne również) i które brzmią jak mega wymuszone. Mam wrażenie Pani Barbaro, że uznaje się Pani za "lepszą", bo "rozumie". Chcę rozumieć to w co wierzę (oczywiście do pewnego momentu się da), wiedzieć co się z czego wzięło, a nie wierzyć ślepo "bo taka tradycja".
UsuńRece opadaja! Nie tylko wiec utrudnienia w ruchu ulicznym, ktore denerwuja wszystkich, to jeszcze uczestnicy procesji, ktorzy maja generalnie w ... caly ten zgielk, a chodza, bo musza, bo boja sie klechy, bo... bo... mozna spotkac znajomych i pogadac o zadku niejakiej Maryny, posmiac sie i urwac na grilla z wodeczka, a potem wrocic autem do domu. Jak co roku. Ciekawe, jaki bedzie bilans ofiar smiertelnych.
OdpowiedzUsuńJak zyje nie uczestniczylam w procesjach, nawet kiedy jeszcze bawilam sie w religie w szkole. Wolalam wyjezdzac za miasto z rodzicami i odpoczywac na lonie natury.
Niestety, taka to wiara na pokaz panuje w Polsce i wiekszosc nie ma pojecia, co to boze cialo, czy inne zielone swiatki, a biblii nawet w reku nie mieli. Zgroza!
I tutaj mamy problem, dlaczego nie wiedzą? Przecież uczestniczyli w katechezach. Ja wiem, ale to święto nie przemawia do mnie, widocznie słaba ta moja wiara. Nie rozumiem tych procesji, noszonych figur, poduszek. Nie rozumiem. Geneza ustanowienia tegoż święta nie przemawia do mnie.
UsuńJa też nie do końca rozumiem zamysł i cel :) oraz na procesji nie byłam, bo mi dziecko zasnęło i przespało snem sprawiedliwego i mszę, i pochód. Poza tym w procesjach próbowałam uczestniczyć parę razy w dzieciństwie, ale... wracałam z nich chora i moja mama zaprzestała procederu, nie obchodziło się u nas Bożego Ciała, bo... wszystkie jej dzieci miały alergię i procesję kończyły po pierwszym ołtarzu, zasmarkane i zapłakane, z dusznościami :D kto to widział, żeby sypać kwiatki?!
OdpowiedzUsuńNo właśnie. Osobiście chciałabym zrozumieć. Chciałabym pojąć, dlaczego procesja, dlaczego te kwiaty, dlaczego te niesione poduchy, figurki, różańce itp.
UsuńAlergikom współczuję.
DD - jeśli tylko o takie rozumowe zrozumienie (sic, to nie jest tautologia), to służę uprzejmie - Genezę znasz, więc przypominał nie będę.
UsuńProcesja jest rodzajem... par excellence manifestacji! katolicy wychodzą na ulice, powodują utrudnienia w ruchu itp. po to by zamanifestować że nie wstydzą się eucharystii, ot tak po prostu, cała mistyka jest wewnątrz, na zewnątrz to zwyczajna manifestacja. Wszelkie te feretrony, baldachimy, ołtarze, figury, poduchy itp. znalazły swoją komicznie tragiczną karykaturę w marszach I majowych, paradach równości, manifach itp.- ale zaczęło się od Bożego Ciała
Hmmm... My wczoraj byliśmy, ale że tłum starszych pań nas ciągle pospieszał, deptał po kostkach, parę razy o mało nie przewracając naszej małej, zrezygnowaliśmy, a z tym tez mieliśmy problem, bo nikt nie chciał nas przepuścić. Katolicy.... A tyle chamstwa, że...
OdpowiedzUsuńOt, ludzie zwyczajni i tyle!
UsuńKilka godzin z życiorysu swojego i swojej rodziny wyrzucone w błoto, bo boisz się jakiegoś księdza? Bo Ty i Twoja rodzina możecie mieć "kłopoty"? Bo Twoja córka może nie być dopuszczona do bierzmowania? A do czego jej to potrzebne? By w przyszłości tak jak Ty poświęcała swój czas( i pieniądze!!) na obrządki, których tak naprawdę nie chce wykonywać, bo ich nie rozumie. Smutne....
OdpowiedzUsuńChociaż z drugiej strony być może niebawem będę mogła mieć poza granicami Polski status uchodźcy, za prześladowania religijne. Ja - ateistka wśród katolików byłam publicznie wyszydzana przez księdza i jego parafian, wytykana palcami, moje dzieci były dyskryminowane itp., itd. Wtedy mam zupełnie inne prawa. dostaję mieszkanie, zasiłki i pracę - tak po prostu, o nic nie musiałabym się sama starać. Róbcie tak dalej....
Hola, hola... zagalopowałaś się Różo. Jedna godzina( no może z hakiem) i nie wyrzucona w błoto, bo odbyliśmy spacer dla zdrowotności. Dalej nie boję się księdza, ale nie mam ochoty wysłuchiwać ewentualnych uwag i ripostować.
Usuń"Bo Twoja córka może nie być dopuszczona do bierzmowania?" - to skarament - chcę, aby go przyjęła. Nam jest to potrzebne. Bo to,że nie rozumiem święta Bożego Ciała wprowadzonego z określonego powodu , nie oznacza,że nie wierzę.
"By w przyszłości tak jak Ty poświęcała swój czas( i pieniądze!!) na obrządki..." - w tym momencie mnie obraziłaś. Kończę dyskusję.
Tak zrozumiałam z Twojego postu i Twojej wypowiedzi: Nie boisz się? "Wytknie publicznie i moja Młodsza może mieć kłopoty, jeszcze u bierzmowania nie była i....
UsuńI wiele jeszcze się różnych powodów znajdzie."
Obrażanie Cię, ani podważanie Twojej wiary nie było moim zamiarem.
Unikanie niepotrzebnych kłopotów, a strach, to dwie różne sprawy! Jeśli sięmkogoś boję, to wyłacznie siebie, gdyż nie jestem w stanie przewidzieć własnej reakcji na taki, czy inne zachowanie naszego proboszcza. Zatem wybrałam kompromis, ot i wilk syty i owca cała. Mimo wszystko chciałabym zrozumieć, poczuć wewnętrzną potrzebę uczestnictwa, stąd ten post. Liczyłam raczej, iż wierzący mają argumenty dla mnie do przemyślenia. Zostałam zatakowana przez niewierzacych - mogłam przewidzieć. Ot, zmęczenie matriału. Nie przewidziałam.
UsuńZaatakowana? Nie, na pewno nie z mojej strony. Być może napisane słowa odebrałaś inaczej niż było moją intencją. Staram się zrozumieć postępowanie, między innymi takich ludzi jak Ty, którzy czegoś nie chcą robić, nie czują takiej potrzeby jako katolicy, nie widzą sensu, a jednak to robią, bo "co ksiądz na to powie" albo "co ludzie powiedzą". Dlaczego? Czy to jest ważniejsze od wewnętrznego poczucia własnej wiary, własnej religijności i życia zgodnie z dziesięcioma przykazaniami? Co prawda w tych przykazaniach jest jedno, które mówi: "Pamiętaj, aby dzień święty święcić". Nie ma tam jednak gwiazdki i dopisku małym druczkiem "w kościele".
UsuńMoże to nie atak niewierzących. To podsunięcie pewnych sugestii, których Ty, będąca w środku pewnych utartych schematów postępowania po prostu nie zauważasz i przyjmujesz, że inaczej się nie da i tak musi być. A przecież Cię uwierają. Szukasz sugestii i odpowiedzi. Może dlatego własnie czujesz dysonans, bo te poduchy, wstęgi i różańce, cały ten przepych i ostentacja niewiele mają wspólnego z wiarą jako taką.
Uwierają, uwierają, bo ja jestem jak ten niewierny Tomasz, który musiał zobaczyć, dotknąć. Dlatego wciąż poszukuję.
UsuńKościół to pewna wspólnota - przynajmniej z założenia. Problem polega, iż ludzie w tej wspólnocie tegoż nie rozumieją.
"Pamiętaj, aby dzień święty święcić". - który to dzień święty? Jak święcić? Co to znaczy święcić? Gdzie święcić?
Jak widzisz wiele, wiele u mnie pytań i wciąż szukam, zastanawiam się, drążę. Uczestniczę w obrzędach, chociaż niektóre mnie uwierają. Uczestniczę, gdyż może kiedyś odkryję to, czego poszukuję.
Serdeczności.
Też nie bardzo rozumiem to święto.
OdpowiedzUsuńI może właśnie potrzeba dyskusji na ten temat, aby zrozumieć, pojąć, przeżyć....
UsuńWiesz, moje dzieci nie chodziły na religię, nie były u komunii, nie brały bierzmowania, i nikt ich nie prześladował poza kilkoma nieszkodliwymi osłami, którzy sami sobie wystawili świadectwo. Teraz są dorośli i sami widzą, że KK nie ma nic wspólnego z Bogiem, w którego wierzę, jakby ktoś się pytał. To wszystko co napisałaś urąga Bogu i odciąga ludzi od niego. Brak słów. Pantera ma rację, Biblię najpierw należy przeczytać i znaleźć tam coś o takim "święcie" i zastanowić się czy ona ma coś wspólnego z prawdziwą wiarą.
OdpowiedzUsuńW Bibli nie ma nic o tym święcie. Ustanowiono je w XIII wieku w Niemczech , w XIV wprowadzono w Polsce. Jest to stare święto o którym wiele się nie mówi oprócz obrządków, czyli procesji i czterech ołtarzy.
UsuńMiałó by ć w Biblii.
Usuńja w tym roku nie uczestniczyłam czynnie w procesji, zrobiłam tylko pare fotek z okna.... no i mam zamiar też cos na ten temat napisac....
OdpowiedzUsuńhttp://leptir-visanna6.blogspot.com/
Jestem ciekawa.
UsuńI o to chodzi, DD, te sypanie kwiatków, te procesje, te figury, to są zwyczaje pogańskie, jak uczył Chrystus - wstrętne Bogu.
UsuńJa nie mam nic przeciw procesjom ale od kilku lat nie biorę w nich udziału z powodu mojego zdrowia:))idę na poranną mszę i nic mnie nie obchodzi co pomyśli ksiądz:)))Pozdrawiam serdecznie:))
OdpowiedzUsuńZatem zdrowia życzę!
UsuńNo nie wiem - u nas procesja to też niemały spacerek, ale zazwyczaj (poza tatusiami robiącymi zdjęcia pociechom - co zresztą sam praktykuję) przebiega ona w modlitewnym nastroju.
OdpowiedzUsuńPodsumowanie warte mszy ;)
OdpowiedzUsuńJa nie uczestniczę od dawna, młody jak ma ochotę, nie ma problemu. Z reguły nie ma. W czasie gdy procesja hulała z oknami - nie dało się nie słyszeć - wypiłam pyszna kawę, poczytałam, upiekłam ciasto i upichciłam obiadek. Potem mogłam iść na spacer. W ciszy spokoju, bez chóru wiejskich bab i plotkar, które tak samo nadają i na wsi i w mieście.
Ach i naszła mnie taka refleksja, że jeśli by tak dajmy na to Jezus, człek skromny zmartwychwstał w Boże Ciało, to z całą pewnością jego nadęte obchody nie przypadły by mu do gustu. Stwórca w swym dziele jest wszędzie, nie jedynie w kościele.
"nadęte"???
Usuń"Stwórca w swym dziele jest wszędzie, nie jedynie w kościele. " - a tak zapomniałem naczelna "mądrość" tzw "wierzących niepraktykujących" - tyle że to jest Tischnerowski trzeci rodzaj prawdy.
Wpadłam tu przypadkiem, nie wiem , czy jeszcze wrócę... ale po tym wpisie i przeczytaniu komentarzy chciałabym tylko dodać:
OdpowiedzUsuńNie szkodzi, że wierząc, czegoś nie rozumiesz. Ale jak chcesz zrozumieć - szukaj. Jeśli chodzi Ci o zrozumienie święta jako obchodów, tradycji z nim związanych, historii, poczytaj.
A jeżeli chodzi o coś więcej, o sens, o bycie blisko Kogoś ważnego dla Ciebie, o Wasze wzajemne zrozumienie - poproś Go. Tak zwyczajnie. To nie komputer, może nie odpowie od razu po wciśnięciu Enter, ale odpowie, jeśli będziesz w tym szczera, na pewno.
Wszystkiego wiosennego! Brunetka.