A zatem:
W moim salonie ( dom był jeszcze w budowie) swoje gniazdo uwiły jaskółki. Nie pozwoliłam wstawić okien, dopóki nie wylecą.
W ogrodzie miałam żmiję zygzakowatą. W garażu wylęgły się zaskrońce. O myszach nie wspomnę, o osach, pająkach- pisałam. O ptasich gniazdach również .
Dzisiaj czas na koty.
Przywędrowała do mojej posesji ciężarna dzika kotka. Znalazła przytulisko w szopie na stercie drzewa do kominka. Nikt jej wcześniej nie zauważył, oprócz mojego psa, który uporczywie oszczekiwał szopę. A był tak głośny i uparty,że musiałam odprowadzać go do kojca, gdyż bałam się, że może stać się uciążliwym dla sąsiadów.
Na świat wydała jednego kociaka. Kiedy mały podrósł pokazała go światu. A ja się w nim zakochałam po uszy!
Tak jak nie lubię kotów, tak czarnulek jest słodki. :)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam:)
Prawda? Cud natury!
UsuńWypisz-wymaluj moja Maciejka.
OdpowiedzUsuńJestes wspanialym Czlowiekiem, kosztem opoznien w budowie czekac na wyleg jaskolek, no no! Ze zmija nie chcialabym sie zaprzyjazniac, ale zaskronce sa fajne. Mam tylko mieszkanie, ale i ja "wychowywalam" piskleta na balkonie, wiec troche wiem, jak to jest, kiedy pozostaje syndrom pustego gniazda ;))
Pozdrawiam
Kocham ptaki, zresztą, wszystkie zwierzaki i roślinki i krajobrazy i... wszelakie życie!
UsuńNie dziwię się Twojemu zakochaniu ;) Też bym poczuła pewnie to samo :)
OdpowiedzUsuńDD - wszystkiego najlepszego z okazji rozpoczynającego się roku szkolnego - oby był dla Ciebie radosny, satysfakcjonujący i przyniósł jak najmniej trosk.
Karioka! Dzięki!
UsuńMałe jest piękne :-)
OdpowiedzUsuńPełzających zwierząt bym nie chciała... Brrrr ;:P
Jesteś naprawdę wielką miłośniczką zwierząt!!!
Pozdrawiam
Ano! Jestem. Jeno much, komarów i innych robali - nie lubię!
UsuńTe akurat wielbi mój Mąż :-)
UsuńAle masz urozmaicony zwierzyniec!!!Latające,pełzające i.t.d.....Jesienią tamtego roku,też przybłąkała się koteczka.Przez zimę dostawała jedzonko i ciepłe mleczko.Była bardzo dzika...na dzień dzisiejszy wchodzi nawet do domu i domaga się miziania(kociąt nie miała) Pozdrowionka.
OdpowiedzUsuńChciała być oswojona!
Usuń...przepiękna kicia! I wielki szacunek dla Ciebie, za to tymczasowe przytulisko dla jaskółek i innych braci naszych mniejszych:)
OdpowiedzUsuńKreślę pozdrowienia!
...Skąd ja to znam...
OdpowiedzUsuńPozdrawiam
Jak to poszły? A miały u Ciebie dobrze, buuuuu
OdpowiedzUsuńCudownie zrobiłaś z tymi jaskółkami. Pozdrawiam gorąco!
Nie ingerowałam w ich prywatność, ale pies! Cóż!
UsuńŻmija zygzakowata i zaskrońce??? Odważna jesteś, ja bym uciekała, gdzie pieprz rośnie.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam.
Zaskrońce - nie groźne, a żmija boi się ludzi. Raczej unika kontaktu. Wystarczyło głosno tupać ,a sama schodziła z drogi. Ale juz jej nie ma.
UsuńCzyli DD to skrót od Dobra Dusza?;-)
OdpowiedzUsuńCzy chcesz mi powiedzieć, że kochasz absolutnie wszystkie zwierzęta, więc również myszy latające po kuchni????
OdpowiedzUsuńBez przesady! Niektórych się brzydzę , a niektórych panicznie boję , np szczurów. O myszach jeszcze kiedyś napiszę. W domu ich jie miałam, ale w garażu i owszem. Przygoda niesamowita!
UsuńTo ja Ci opowiem;-))) Notorycznie myszki polne przychodzą do mojego domu. Mało tego - nawet zimą są stąd wniosek, że lubią mój dom nad wyraz i nie widzą powodu by spać zimą, jak wszystkie przyzwoite myszki. Nie ma ich dużo. Jedna, dwie. Ale chyba wredoty się wymieniają. Wczesną wiosną zepsuła się zmywarka. Przyjechał pan mechanik, wysunął zmywarkę spod blatu, zdjął dekielek, pod którym powinna być taka ocieplina, co to wstrząsy amortyzuje.....ale było jej naprawdę niewiele. Wyżarta. A wczoraj rano zabieram się za sprzątanie kuchni. Moi panowie nie nauczyli się wstawiać brudnych naczyń do zmywarki. Więc zostawiają na blacie. Zostały miseczki po zupie. Jedna wstawiona w drugą, ale nie szczelnie, bo między nimi została łyżka. Podnoszę miseczkę z wierzchu i omal zawalca nie dostałam, bo myszka sobie weszła do dolnej miseczki, ale wyleźć nie umiała. No jak zdjęłam górną miseczkę do dała radę. Takiego wrzasku i takiej awantury o wstawianie naczyń do zmywarki oraz systematyczne rozstawianie łapek to chyba nigdy nie zrobiłam
UsuńA, nie znałam Cię Dorotko od tej strony;-)
OdpowiedzUsuńCzłowiek nie wie z kim pracuje.
Piękna, wrażliwa dusza.
Tak trzymać.
Dzięki Beatko!
UsuńMoja mama także zawsze przygarniała koty. W naszym ogródku, na osiedlu takich samych kwadratowych klockowatych domków, była istna kocia stołówka. I też miałyśmy takie maleństwa, które zachowały się na fotografiach - tyle, że czarno-białe (miały na imię Sroczka i Ślepko). Ale ja nie jestem taką "przygarniaczką" zwierząt...
OdpowiedzUsuńJaki śliczny - całkiem, jak moja Zuzia!
OdpowiedzUsuń