Jeśli wierzysz, że Ci się uda, że potrafisz, w większości wypadków rzeczywiście Ci się uda, to władza umysłu nad ciałem.

- Vernon Wolfe

sobota, 23 lipca 2011

Na wycieczkę z rodziną


 Wczoraj miało padać, a tutaj taka niespodzianka. Słoneczko od rana. Szkoda dnia, pomyślałam i wstałam skoro świt.
Poszłam z psem na długachny spacer, zrobiłam rodzince śniadanie i budzę towarzystwo. Szkoda takiego pięknego dnia. Trzeba na wycieczkę pojechać.
Wstają z muchami w nosie od samego rana. Kurczę! Zaczęłam się irytować, ale… No właśnie, takiego pięknego dnia nie pozwolę sobie zepsuć. Udałam ,że min skwaszonych nie widzę i nie widziałam do wieczora.
- No to gdzie jedziemy? - dosłownie burknął małżonek.
- Proponuję Łebę. - odpowiedziałam pogodnie.
- Łebę? - syknęła Młodsza, jakbym jej znakomite plany w nicnierobieniu popsuła.
- Jeśli nie Łeba, to czekam na propozycję- dodałam. Innych propozycji nie było.
A pojechaliśmy do Łeby, do Parku Dinozaurów. Małżonek nie w sosie, więc nawet przy bankomacie się nie zatrzymał. W parku czekała nas niemiła niespodzianka. Kartą płatniczą za bilety zapłacić nie można było. I znowu ja winna! Ktoś musi.
Pojechaliśmy do Łeby jakegoś bankomatu szukać. Wówczas dyskretnie proponuję:
- Jeśli nie chcecie, ten park można sobie odpuścić. Pójdziemy nad morze, Zrobimy sobie długi spacer brzegiem. Też będzie fajnie.  - Nikt się specjalnie nie ucieszył z nowej propozycji, ale udaliśmy się w kierunku plaży.
W Łebie jest piękna szeroka plaża.Niestety, z jednego ciepłego , słonecznego dnia wszyscy chcieli z owej plaży, plaż skorzystać. Wypełniona była po brzegi, a spacer polegałby na przeskakiwaniu leżących plażowiczów. Mimo wszystko, zaproponowałam ten spacer.
- Skakać przez ludzi, też mi spacer - jęknęła Młodsza.
Nie, to nie... zobaczymy, co jaśnie państwo wymyślą.
Małżonek wymyślił obiad. Oczywiście to, co ja zaproponowałam było za drogie. Wybrał spelunę, w której taniej nie było, a przy tym smacznie też nie. Obraza kolejna nastąpiła, kiedy odmówiłam wybrania potrawy , bowiem w jadłospisie nie znalazłam nic dla siebie.
Po obiedzie pojechaliśmy jednak do tego parku. Fantastyczne miejsce. Warte odwiedzenia. Ogromna przestrzeń. Bajeczne krajobrazy. No, i takie widoki przepędziły muchy w nosie córki i mężowskiego.
            
            

Po powrocie do domu mąż grilla rozpalił, a ja rzuciłam się w wir pracy w ogrodzie, aby w ziemi niewyładowane frustracje zostawić.
A dzisiaj pada od rana. Ale wszyscy są milutcy, radośni.
Nie mieli śniadania na stole. Nie wyszłam rano z psem. Pojechałam sama po zakupy. A po powrocie do roboty całą gromadkę zagoniłam.
Wieczór zapowiada się ciekawie. Idziemy na parapetówę do kuzyna.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Jeśli nie jesteś posiadaczem konta google+ wybierz "nazwa/adres url" i wpisz swój nick lub imię. Trochę tak głupio rozmawiać z Anonimem.