Jeśli wierzysz, że Ci się uda, że potrafisz, w większości wypadków rzeczywiście Ci się uda, to władza umysłu nad ciałem.

- Vernon Wolfe

niedziela, 11 grudnia 2011

Dlaczego nastolatki nie lubią świąt?


Zbliżają się święta. Czas zacząć przygotowania. Dom niby nieduży, ale jest co robić. I stało się. Przeforsowałam kręgosłup. Ból….
 Zatem leżę sobie na dywanie. Leżę …. I myślę. W domu nie ma nikogo. Hm. Cisza przywołuje wspomnienia różnych sytuacji. Choćby takiej sprzed dwóch dni.
- Zaczynamy porządki – zakomunikowałam po powrocie z pracy.
- Oj, mamo! –wykrzykuje młodsza – Przecież jest czysto!
- Nie jest czysto! Zaczniemy od okien! Ciebie proszę o umycie okien w swoim pokoju. ( Zawsze to o dwa okna mniej, czyli jeszcze czternaście do umycia)
- Okna w moim pokoju są czyste. Myłam je niedawno - odpowiada młodsza.
- Dziecko! Chyba musimy wybrać się do okulisty. Powinnaś mieć mocniejsze szkła. Brudu nie widzisz.
- Wiesz, dlaczego nienawidzę świąt? Bo ty ciągle wymyślasz jakąś robotę. Ciągle sprzątasz, sprzątasz i twierdzisz, że jest brudno! Odpuść sobie mamo!

Hm…. Pedantką nie jestem. Oj, nie ! Jednak, gdybym odpuściła zaroślibyśmy brudem. Hm… Można i tak.

Leżę tak sobie na tym dywanie. Ból kręgosłupa nieco odpuszcza. A do głowy powróciły wspomnienia sprzed lat, kiedy to Starsza była nastolatką.
- Nienawidzę świąt – powiedziała pewnego dnia pomagając mi lepić pierogi w kuchni.
- Zupełnie nie rozumiem, dlaczego to my musimy robić święta dla wszystkich. Narobimy się jak woły, a on nażrą się i pójdą, a my jeszcze sprzątać po nich będziemy musieli.
Próżne były moje tłumaczenia, że chcę, aby rodzina zasiadła przy stole razem, że…
- To dlaczego, tylko ty robisz, a oni tylko siedzą. Nawet talerzyka po sobie nie wyniosą.

Miała rację. Irytowało to mnie. Ale jest to rodzina męża. Chciałam, aby było dobrze. A tak naprawdę przez tyle lat wszystkim było dobrze, tylko nie mnie i nie córkom.

Hm… W ubiegłym roku poszłam po rozum do głowy. Nie podobało się to mojemu mężowi, ale cóż. Zgodził się. W tym roku zamierzam kontynuować rozpoczętą tradycję.

Leżę sobie tak na tym dywanie i leżę. A do głowy pchają się wspomnienia z czasów, kiedy to ja byłam nastolatką.

Moja mama zawsze szykowała uroczyste święta, a ja jej pomagałam. Było jakoś tak inaczej. Najpierw trzeba było produkty upolować w sklepach, wystać w kolejkach. A potem się robiło w kuchni przez kilka dni. Święta były prawdziwymi świętami z szynką, pomarańczami z czekoladą i orzechami. Mnie się podobała ta praca w kuchni. Potem przychodzili gości. Nasz dom zawsze był pełen gości.
Dlaczego mi się podobało?
Bo nie miałam tego na co dzień. Nic nie odciągało mojej uwagi od świąt. Nie było komputerów, ani portali społecznościowych. W telewizji dwa programy na krzyż i niewiele audycji interesujących nastolatki, a radia... - mogłam posłuchać w kuchni. Nikt mnie na spotkania towarzyskie w tym czasie nie wyciągał, bo wszyscy, jak ja pomagali w przygotowaniu do świąt.

Hm… Leżę tak sobie na dywanie i myślę. Oj myślę….
Ja powieliłam postępowanie mojej mamy, ale czy powielą moje córki? Hm… Sprzątanie, pomaganie w kuchni, śpiewanie kolęd , czy nawet wspólne bycie z rodziną jest nudne, bo zabiera czas, który można przeznaczyć na siedzenie przy komputerze.
 Myślę ,że  tutaj właśnie jest pies pogrzebany. Świecidełka w sklepach się opatrzyły. Czekolada się przejadła, a szynka? Brrr.... No cóż takie czasy nastały.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Jeśli nie jesteś posiadaczem konta google+ wybierz "nazwa/adres url" i wpisz swój nick lub imię. Trochę tak głupio rozmawiać z Anonimem.