Jeśli wierzysz, że Ci się uda, że potrafisz, w większości wypadków rzeczywiście Ci się uda, to władza umysłu nad ciałem.

- Vernon Wolfe

środa, 29 grudnia 2010

Kobieta i serwis samochodowy


Nie wiem , jak wy, ale ja mam wrażenie, że kiedy kobieta pojawia się w serwisie samochodowym traktuje się ją jak dziecko, albo kogoś niespełna rozumu.
Mam samochodzik. Malutki, ale do mojej własnej dyspozycji. Lubię swoje autko i dbam o nie. Nie szarżuje po polskich drogach. Jeżdżę uważnie i zgodnie z przepisami. I tak sobie bez żadnych problemów pojeździłam 4 lata do czasu, kiedy zepsuł się samochód męża. Mechanik przetrzymał go w swoim warsztacie dwa miesiące (ale to temat na inną dyskusję). Zatem moje autko przez ten czas pełniło rolę samochodu rodzinnego, a ja kierowcy numer jeden w rodzinie. Rozwoziłam wszystkich i przywoziłam do domu. Wieczorami autko trafiało w ręce męża, który miał zawsze wiele spraw do załatwienia. Ale dwa miesiące minęły, w końcu jego samochód doczekał się naprawy i wydawałoby się,że wszystko wraca do normy.
- Nie słyszałaś, że w twoim samochodzie w prawym , przednim kole coś suka. Pewnie coś z amortyzatorem. W jakąś dziurę wjechałaś – rzecze mąż. Coś takiego! Ja wjechałam w dziurę. Tyle lat jeżdżę, dziury w jezdniach znam na pamięć.
- Ja? – niemal krzyknęłam – A może ty! Szarpiesz moim autkiem, pędzisz gdzieś… Tyle razy prosiłam, , bo jezdnie dziurawe… żeby wolniej….- nie pozwolił mi jednak się rozkręcić.
- Możliwe, te polskie drogi. Fakt faktem , trzeba to naprawić. Umówiłem cię do serwisu na jutro.
I tu miał rację. Zatem na umówioną godzinę stawiłam się z moim autkiem do autoryzowanego serwisu. Jestem punktualnie 12:30. Wchodzę, przedstawiam się i mówię, że miałam się zgłosić. Pan oczy wytrzeszcza
-Już pani jest? Myślałem, że się pani spóźni z 15 minut, jak wszystkie kobiety.- Zamurowało mnie w pierwszej chwili.  12:30 a 12:45 robi różnice. Dla mnie to kawał czasu.
- Ja, proszę pana, się nie spóźniam.
- Oj, przepraszam, ale są takie fatalne warunki na drogach, wziąłem poprawkę…
- Czy pan uważa, że ja nie wiem, jakie są warunki? Dlatego wyjechałam wcześniej, aby się nie spóźnić. Czy zajmie się pan wreszcie moim samochodem?
- A co mu jest? – pyta głupawo, a ja mam wrażenie, że gra na zwłokę. Wczoraj rozmawiał z mężem i ten mu wszystko powiedział. Ja miałam tylko mój samochodzik doprowadzić.
- Coś stuka w prawym przednim kole. – odpowiadam grzecznie.
- Jaki jest przebieg?
- 27, albo 28 tys. km – odpowiadam nieco zdziwiona. Facet spojrzał na mnie jak na idiotkę. ( Mąż mnie potem uświadomił, że to bardzo mały przebieg jak na cztery lata).Myślał zapewne, że parametrów odczytać nie potrafię. Ale co tam. Autko trafiło na diagnostykę, a ja wylądowałam na miękkiej kanapie dla gości serwisu.
Po kilkunastu minutach:
- Proszę pani, amortyzator jest uszkodzony. Co robimy? – patrzy mi w oczy. Kurczę , co za głupie pytanie. Co robimy? A co mamy robić?
- Proszę o więcej szczegółów – dodaję. A facet zdziwiony. Przecież wszystko, co najważniejsze mi już powiedział.
- Proszę pana – zaczynam jak prawdziwy belfer w szkole- interesuje mnie koszt wymiany, naprawy i czas trwania owej czynności. Potem skontaktuję się z mężem i powiem, co robimy.
- A… Naprawa będzie trwała godzinę i dziesięć minut, a koszt, muszę sprawdzić.- I poszedł sprawdzać. Sprawdzał, sprawdzał dłużej niż trwała owa diagnostyka na warsztacie. No, ale okazało się, że nie jest tak drogo, żebym sama nie mogła zapłacić. Podjęłam więc decyzję natychmiastową bez kontaktowania się z mężem.
- Wymieniamy. O której mam się zgłosić po autko? –
- Dzisiaj? – pyta człek płci męskiej zaskoczony.
- A kiedy? Mówił pan, że godzina wystarczy na naprawę. To ja daję wam jeszcze trzy godziny.A teraz zadzwonię po męża,żeby po mnie przyjechał.
- Chwileczkę! – ale nie wiem, czy mamy tę część na składzie. Muszę sprawdzić.
- To jeszcze pan nie sprawdził? – czuję, że zaczyna się we mnie krew gotować.
- No nie, ale zaraz sprawdzę – wszedł do warsztatu i….. wygląda zza oszklonej ściany co parę minut, jakby sprawdzał, co ja robię. A ja wpatrywałam się w ową szklaną ścianę i wprawiałam gościa w niemałe zakłopotanie swoim przyszytym i niezmiennym uśmieszkiem. Zaczęło mnie to nawet bawić. Wreszcie wyszedł.
- Przykro mi, nie mamy tej części, musimy zamówić. Proszę się zgłosić w przyszłym tygodniu.
- To wykluczone – odpowiedziałam stanowczo.
Facet wytrzeszczył oczy dosłownie.
- Teraz mam wolne. W przyszłym tygodniu pracuję. Skoro nie możecie tej części wymienić teraz, to będzie musiała poczekać do ferii zimowych.
- To za długo! – wykrzyknął przestraszony
- Nie rozumiem.??????
- Nie może tak długo leżeć na stanie.
- Przecież jej nie ma. Zamówi ją pan po piętnastym. W czym problem?
- Już ją zamówiłem – przyznał się gość. Ręce mi opadły. Idiota!
- No to ma pan problem.
- A gdybym odebrał pani samochód z parkingu przed pracą, a potem naprawiony odstawił zanim pani pracę skończy? – zaproponował nieśmiało. Ha, pomysł mi się bardzo spodobał, więc przystałam ochoczo.
    Tyle czasu zmarnowanego. Gdyby facet potraktował mnie poważnie, nie byłby stracony.
   Chwilę później zadzwonił mąż.
- I jak tam? Byłaś w serwisie?
- Byłam.
- I co?
- Amortyzator.
- a zapyałaś o przyczynę?
- Zapytałam - polskie drogi. Ktoś w dziurę wjechał
- Acha...
- Ale nie powiedział kto.... - musiałam to dołożyć i sobie ulżyć, bo nawet własny mąż nie traktuje mnie w tej kwestii poważnie.


1 komentarz:

Jeśli nie jesteś posiadaczem konta google+ wybierz "nazwa/adres url" i wpisz swój nick lub imię. Trochę tak głupio rozmawiać z Anonimem.