Jeśli wierzysz, że Ci się uda, że potrafisz, w większości wypadków rzeczywiście Ci się uda, to władza umysłu nad ciałem.

- Vernon Wolfe

czwartek, 13 listopada 2014

Gdzie diabeł nie może , tam....

Wczoraj byłam tak zdeterminowana,że gotowa byłam cały ów system zdrowia wysadzić w powietrze. Nie zarejestrowano Kasi, cóż - brak miejsc, trzeba cierpieć.

"Nic z tego!" - pomyślałam. Wy mnie jeszcze nie znacie.

 Po południu zakomunikowałam Mężowskiemu,że ma nas wieźć do przychodni. Przychodnia urazowa jest w samym centrum miasta i nie ma przed nią miejsc parkingowych dla pacjentów. Kasia 500 m nie przejdzie, więc zaparkowaliśmy na chwilę na miejscu dla karetek. Wygramoliłyśmy się z samochodu, Mężowski odjechał.  Otworzyłam drzwi przychodni, a tam schody! Ludzie ! dopiero  odczułam, co to schody dla niepełnosprawnej ruchowo osoby! Jakoś tam, w pocie czoła, je pokonałyśmy. Przychodnia przepełniona chorymi. Cóż! Spodziewałam się tego. Posadziłam Kasię w innym korytarzu i sama pomaszerowałam do rejestracji. Podałam skierowanie i opowiedziałam o Kasi. Kobieta popatrzyła na mnie.
- Nie mam nawet gdzie was upchnąć.
- Myśl kobieto! Bo kto ma, co mądrego wymyślić, jak nie ty. Ja w każdym razie się stąd nie ruszę.
- Ok, coś zrobimy.
No! Lekarz natychmiast nas przyjął. Dostałyśmy skierowanie na prześwietlenie i znowu zaczęły się schody. Co prawda, pracownia rentgenowska była w tym samym budynku, ale "łoże", na które miała się wspiąć moja córka nie było dostosowane dla osób niepełnosprawnych. Z pomocą personelu jakoś udało się. Zdjęcie zostało zrobione i w błyskawicznym tempie wywołane. Ponownie znalazłyśmy się w poczekalni przed gabinetem chirurga. Znowu miałyśmy szczęście, gdyż pielęgniarka ( cud kobieta) nas w tym tłumie szybciutko wypatrzyła i do gabinetu poprosiła. Lekarz diagnozę postawił i ustawił leczenie. Pęknięta kość śródstopia - gips.
Znowu trafiłyśmy do przepełnionego korytarza. Usadowiłam Kasię na jedynym wolnym miesjcu. Sama stałam obładowana klamotami. Było gorąco i duszno. Marzyłam, aby opuścić to okropne miejsce. Niestety, trzeba się było uzbroić w cierpliwość, gdyż w przychodni ( publicznej NFZ) był tylko jeden lekarz i jedna pielęgniarka. Oni też zakładali szyny, gipsy, zmieniali opatrunki.
Doczekałyśmy się. Poproszono nas do zabiegowego i.....

Hm... Warunki w jakich opatrywani są pacjenci  wprawiły mnie w niemałe zdumienie. Kanciapa 1 m na 2 metry. Pośrodku wąska kozetka, dwa zlewy, półka i kosz. Kiedy do tej kanciapy weszły cztery osoby, nie było się, gdzie się ruszyć. Kozetka była dosyć wysoka, więc pojawił się problem, jak Kasię ( kawał baby) na niej umieścić. Było nas troje, więc wspólnymi siłami jakoś się udało Kaśkę wciągnąć i.... I rozpoczął się motyw humorystyczny.
Kasia położyła się grzecznie , jak jej przykazano. Doktor popatrzył ( a zmęczony był chłopina cholernie) i rzekł.
- Ona musi się położyć na brzuchu.

Super! Szkoda,że wcześniej o tym nie pomyślał. Mogliśmy ją przecież wciągnąć na brzuchu. Wymieniłyśmy z pielęgniarką wymowne spojrzenia,trzeba było działać. Wierzcie mi, to była  nie lada sztuka. W końcu wpadłam na pomysł:
- Kasiu odwróć się na bok. - Dziewczę posłusznie spróbowało wykonać ten manewr. Dla zwykłego człowieka, to coś normalnego, dla Kasi to wysiłek, ho, ho, ho...
Przy odwracaniu się wykonała jakąś akrobatyczną pozę, chorą nogę zadarła wysoko do góry.
- Stop! - krzyknął lekarz -  niech tak zostanie. Tak jest dobrze!
Dziwczyna wykonała stop klatkę. Lekarz chwycił za nogę, pielęgniarka na parapecie okiennym zaczęła przygotowywać opatrunek. Wszystko niby nabierało zwyczajnego biegu, gdyby... Gdyby Kasia nie zaczęła się trząść. W pierwszej chwili myślałam, że dostała ataku padaczki. Zaniepokojona zapytałam:
- Kasiu, dlaczego tak drżysz? Co ci jest córeczko?
Kaśka odsunęła rękę, którą zasłaniała twarz i gruchnęła już głośnym, niepohamowanym śmiechem. Ją najwyraźniej cała ta sytuacja bawiła do łez. Śmieliśmy się wszyscy.
Gips założono i pojawił się kolejny problem, jak zdjąć Kasię z tej kozetki? Człowiek jednak potrafi.... hi, hi, hi....
Wieczorem dotarłyśmy do domu. Jeszcze tylko zastrzyk w brzuch i można było odsapnąć. Do 10 grudnia Kasia jest unieruchomiona. Potem do kontroli. Doktor już ją zarejestrował i godzinę wizyty wyznaczył,żebyśmy czekać nie musiały. Zobaczymy.
W każdym razie jest już spokojnie.

Dziękuję wszystkim za miłe słowa i wsparcie duchowe. Jestem jednak DZIECKIEM SZCZĘŚCIA.

26 komentarzy:

  1. Niech w wesołym nastroju zatem minie czas zagipsowania Kasi :)
    Ja też się ubawiłam wyobrażając sobie całą "kozetkową" sytuację :)

    OdpowiedzUsuń
  2. No, kamień z serca :) Szkoda, że Twoja determinacja, Dorotko, była podyktowana tyloma wcześniejszymi nerwami, lecz widzę, że wraca Ci poczucie humoru. Bardzo się cieszę z takiego obrotu - nomen omen ;) ha ha - sprawy. Buziaki!

    OdpowiedzUsuń
  3. Ale masz przeżycia. Dużo sił Ci życzę:-)

    OdpowiedzUsuń
  4. Jesteś ;) Obie wbrew pozorom jesteście. Zdrówka i cierpliwości Wam życzę ;)

    OdpowiedzUsuń
  5. Masz talent! Ale czego sie nie robi dla dziecka? Brawo! :)))

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To prawda! Jeśli chodzi o moje dzieci, to.... Prawdziwa lwica jestem

      Usuń
  6. Rzeczywiście humorystyczna sytuacja ,
    ale wyrazy współczucia mimo wszystko.
    Energiczna kobietka zCiebie :-)

    OdpowiedzUsuń
  7. I Dzieckiem Wytrwałości również ;)

    OdpowiedzUsuń
  8. I cały dzień zleciał, nie? Ech nt służby zdrowia to nie piszę nawet bo bym się musiała zdenerwować ;) Grunt, że się dostałyście, i że mimo wszystko było w tym ciut humoru. Dzielne obie jesteście :)

    OdpowiedzUsuń
  9. Dobrze, że Kasia ma poczucie humoru. Zdrówka życzę. :)

    OdpowiedzUsuń
  10. Najważniejsze,że udało się, zdrówka życzę i pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
  11. Czasmi chciałoby sie iś cdaleko w świat ale się nie da i mozolnie krok po kroku pokonujemy kolejne czasami absurdalne przeszkody!! Jak dobrze ,ze Wam udało się je pokonać,pozdrawiam bardzoooooooooooo

    OdpowiedzUsuń
  12. Dobrze, że wątek humorystyczny się wdał ;) Takie zawsze rozluźniają atmosferę i koją wysokie ciśnienia ;)
    A córka koleżanki o której wspominałam i owszem do chirurga się dostały, tyleż ze po zdjęciu gipsu stopa szpotawa, bo przed jego kładzeniem lekarz nie dopatrzył innego urazu. Dramat. dziecko znów o kulach i do długiej rehabilitacji.

    OdpowiedzUsuń
  13. Gratuluję takiego hartu ducha! Tobie i Córce Twojej Kasi. Nie wiem, co jej jest, ale wyobrażam sobie, że ta cała historia kosztowała Was wiele wysiłku.
    Dobrze, że udało się też pośmiać :)), to zawsze rozładowuje atmosferę.
    Uściski!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Było, minęło... Mam nadzieję,że wizyta kontrolna definitywnie zakończy ten przykry przpadek.

      Usuń
  14. A to Polska właśnie!

    Miałem podobnie z młodym do laryngologa - czekanie od 19 do... pierwszej w nocy!!!
    Pani ministro obecnie premierzyco Kopacz - dzięki Ci wielkie...

    OdpowiedzUsuń

Jeśli nie jesteś posiadaczem konta google+ wybierz "nazwa/adres url" i wpisz swój nick lub imię. Trochę tak głupio rozmawiać z Anonimem.