Jeśli wierzysz, że Ci się uda, że potrafisz, w większości wypadków rzeczywiście Ci się uda, to władza umysłu nad ciałem.

- Vernon Wolfe

wtorek, 4 listopada 2014

Bo winny jest nauczyciel

Boże, jak ja nie lubię zebrań z rodzicami. A najbardziej nie cierpię tych, w których ja uczestniczę jako rodzic. Na szczęście za trzy lata Młodsza skończy szkołę i skończą się zebrania.

Młodsza rozpoczęła naukę w bardzo dobrym liceum w naszym mieście. Jest bardzo zadowolona. Dużo opowiada o szkole, o lekcjach ( w gimnazjum taka wylewna nie była). Dostrzega wiele szczegółów i wyciąga wnioski.
- Wiesz, oni mieli piątki i szóstki, a podstaw nie mają U pani J ( nauczycielki polskiego z gimnazjum), to by nie przeszło - dziwiła się Młodsza, która orłem nie była, ale radziła sobie całkiem przyzwoicie.
Cóż, ocena, ocenie nie jest równa, zawsze to powtarzałam. Dzieciaki z wysokim progem punktowym dostały się do dobrego liceum i .... i szok!
Swoje żale wypłakują w rękaw rodziców, a ci podnoszą larum na zebraniu ogólnym! Mnie dosłownie wszystkie wnętrzności się zagotowały, kiedy musiałam tego wysłuchiwać, np.
- Nauczyciel matematyki źle uczy - krzyczał jakiś rodzic.
Nie wytrzymałam.
- A skąd pan to wie?
- Dziecko powiedziało. Muszę mu korepetycję załatwiać. Obawiam się o maturę! ( dodam, że klasa jest o profilu matematycznym)
- To prawda! Pan jakieś inne sposoby rozwiązywania wymyśla i neguje te, których nauczyli się w gimnazjum! - dorzuciła inna matka.

Moje osobiste dziecko zupełnie co innego opowiadało, a swoje reacje kwitowało następująco:
- Jak nie słuchają, to potem mają problemy. Ja uważam i wszystko rozumiem.

Inne matki psy wieszały na nauczycielce polskiego. Przecież ich dzieci genialne w gimnazjach były, a teraz wychodzi na to,że nie potrafią czytać ze zrozumieniem, bo pojawiły się pały.
- Córka wszystko napisała i jedynkę dostała - krzyczała jedna mamuśka.
Znowu nie wytrzymałam.
- "Wszystko" w mniemaniu ucznia, nie znaczy, że dobrze.
- No, ale jak będą takie słabe noty dostawać , to się zrażą do nauki - wtórowała druga....
Wychowawczyni wysłuchała uwag i sprawnie, konkretnie wszystkich sprowadziła na ziemię. Och, jak podoba mi się ta babka!

Pamiętam, kiedy ja rozpoczynałam naukę w tej szkole, na samym starcie poinformowano nas, że nie każdy musi zdać maturę. Egzamin dojrzałości zobowiązuje. Jeśli ktoś czeka na jakieś ulgi, to niechaj szkołę zmieni już na starcie. I faktycznie. Klasa się wykruszała. Nie wszyscy również zostali dopuszczeni do matury.

A teraz? Sama nie wiem, czego ci ludzie chcą.

Na zebranie już więcej nie pójdę! Szkoda moich nerwów!


26 komentarzy:

  1. jak na mamę, reagujesz nietypowo, czego sama dajesz przykłady. czyli "normalnych rodziców ze świecą szukać. czasem myślę, że i uczniowie i rodzice nie rozumieją znaczenia czasownika "uczyć się". Problem rozległy - od siatki godzin poszczególnych przedmiotów, do "ubezwłasnowolnienia" nauczycieli zależnych od kaprysów rodziców i samorządów, które w rodzicach widzą przede wszystkim wyborców. koło się zamyka. Niewielu nauczycieli pozwala sobie na absolutną samodzielność. Trzeba mieć charakter, dorobek i bezpieczeństwo ekonomiczne, by w szkole "podskoczyć"
    Na zebrania trzeba chodzić:))

    OdpowiedzUsuń
  2. Jakie to szczescie, ze mam to juz poza soba! Tez nie znosilam zebran i tez glownie przez goopich rodzicow. Potrafili przedluzac sztucznie zebrania do pozna w noc, stawiali tysiace durnych pytan, ktore do niczego nie prowadzily.
    Wytrzymasz te trzy lata! :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Ty nawet nie wiesz jaka ja jestem szczęśliwa, że te wszystkie spotkania z rodzicami i wywiadowki juz mnie nie dotyczą.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ha! Wierzę! Mnie będą dotyczyć do emerytury, ale jako rodzica jeszcze tylko trzy lata. Im dzieci starsze, tym głupsi rodzice. Taki wniosek wyciągnęłam.

      Usuń
  4. Dzisiaj każdy by chciał za nic dostać wszystko!

    OdpowiedzUsuń
  5. Przez 30 lat pracy zawsze denerwowałam się przed zebraniami, bo wiedziałam, że będę musiała wysłuchiwać pretensji rodziców. Oczywiście zawsze chodziło o to, że nauczyciel źle uczy, że nie ma właściwego podejścia do dziecka i tym podobne bzdury. A jak raz objawiłam jednej mamie prawdę o córci, która piątkowe noce (a pewnie nie tylko piatkowe) spędzała na tańcach w lokalach dla dorosłych (i z bardzo dorosłymi panami), to mi mamuśka powiedziała, że przeciez dziecko jakos musi odreagować stres, a poza tym to kiedy będzie się bawiła? Jak będzie stara?
    Rodzice chcą odnosić sukcesy, ale nie przyzwyczajają dzieci do wypełniania obowiązków, do systematycznej nauki. Za to akceptują przerzucanie odpowiedzialności na innych. Swojej odpowiedzialności również. A matura powinna być dla wybranych - zdolnych i pracowitych, a nie dla każdego. Pozdrawiam:)

    OdpowiedzUsuń
  6. ooo! temat na czasie! właśnie przedwczoraj byłam na zebraniu (IV klasa podstawówki) i wróciłam mocno wqrwiona! Jestem przerażona roszczeniową postawą rodziców i nienawiścią, nie do nauczycieli, ale do innych rodziców! Dosłownie do oczu sobie skakali!!! Generalnie zero życzliwości i dialogu, tylko oskarżenia i pretensje!!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. I jak te dzieci mają normalnie funkcjonować w społeczeństwie? One są lustrzanym odbiciem swoich rodziców.

      Usuń
  7. Każdy rodzic prawdziwego uczucia ulgi doznaje dopiero wtedy,gdy dziecię rozpoczyna studia,choć znam przypadki,że rodzice wjeżdzali z kanapkami pod salę wykładową:) Pewna mama wzięła nawet bezpłatny urlop,by "obsługiwać" dziecko,ktore rozpoczęło studia medyczne (trzeba przyznać,że ciężkie).
    Myslę,że mądre dbanie o dziecko to nasza powinność( i przyjemność),ale postawy,ktore opisujesz
    zawsze mnie irytowały - podobnych rodziców spotykałam na kazdym poziomie edukacji mojego dziecka.Cieszę się,ze horror klasowych zebrań już za mną.
    Pozdrawiam.



    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Hm... zatem nie jest to odosobniony przypadek. Zatem, co dzieje się z naszym społeczeństwem?

      Usuń
  8. Nasz syn super uczeń w gimnazjum, w liceum też mat-fiz oburzył się na moją propozycję korków. Po pierwszym semestrze sam poprosił ze strategicznych przedmiotów. Dziś jako student 3 roku warszawskiej polibudy mówi, że tylko dzięki korepetytorom teraz super sobie radzi.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Hm... Moja córka kończyła mat - fiz. w tym samym LO, do którego obecnie uczęszcza Młodsza. Obyło się bez korków. Obecnie jest już po studiach.

      Usuń
  9. Uprasza się nie generalizować :) Ale rozumiem, że proporcje robią swoje. Zdaje się, że dojrzałe podejście Waszej Córki, Dorotko, mogłoby być wzorem dla tych rodziców, z powodu których „przyjemność” udziału w zebraniach odstąpiłaś Mężowi.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Czy dojrzałe, to się jeszcze okaże. Na razie radzi sobie świetnie, chociaz w gimnazjum był czwórkowa z przedmiotów wiodących.

      Usuń
  10. Ja też z powodu rodziców zraziłam się do wywiadówek i przestałam chodzić, najpierw u Tuśki, a później u Miśka- ani razu nie byłam ( to samo liceum). Bynajmniej nikt na nauczycieli nie narzekał pod kontem ocen, bo dobre liceum skupiło dobrych uczniów ( zdawalność matur 100%), a raczej ci profesorowie, doktorzy różnych dziedzin, biznesmeni, ambitni wobec swoich dzieci, od pierwszych tygodni chcieli by nauczyciele dostrzegli, wydębili, ukierunkowali ich pociechy w kierunku przyszłych karier! Na szczęście wychowawczyni ( chyba była już przyzwyczajona z jakimi ma do czynienia rodzicami) tłumaczyła, ze czas w liceum to nie tylko nauka, ale rozwijanie swoich pasji niekoniecznie związanych ze szkołą, czas na poznawania nowych ludzi i wypoczynek.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Myślisz,że zrozumieli?

      Usuń
    2. A tego nie wiem, bo więcej się z nimi nie spotkałam ;) Ale Tuśka i Misiek mają z liceum więcej przyjaciół niż ze studiów. Utrzymują kontakty dość bliskie i dość często, więc myślę, że nie dali się sfiksować rodzicom, ze kariera przede wszystkim.

      Usuń
  11. To jest takie durne wyobrażenie rodzica, że obowiązkiem każdego nauczyciela jest nauczyć dziecko na piątkę. A gdzie w takim razie jest rodzic? Przecież to on spędza z dzieckiem lwią część czasu i to jest co najmniej na równie odpowiedzialni za jego edukację. Chociażby poprzez wpojenie takich cech jak: sumienność, odpowiedzialność, konsekwencja. Nauczyciel może ukierunkować, doradzić, wytłumaczyć, ale łopatą do głowy nie nakładzie. Dziecko musi uważać i sumiennie pracować. Edukacja to nie plac zabaw. To ciężka praca. Im sumienniejsza tym lepsze efekty w przyszłości.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dzisiaj wszystko jest na opak. Takie odnoszę wrażenie. Nie wykształcenie, wiedza, umiejętności, ale papierki, oceny i znajomości. Ale mi się zrymowało!

      Usuń
  12. Też miałem uczulenie na zebrania, ale na szczęście dyrektor dostawał biegunki jak miał "niezapowiedziane" wizytacje, które ja z kolei lubiłem - więc się wymienialiśmy.

    Andrzej Rawicz (Anzai)

    OdpowiedzUsuń
  13. Jak ja nie znoszę roszczeniowych ludzi. Czy to na zebraniach klasowych, czy gdziekolwiek. Im do głowy nie przyjdzie, że nie tylko oni i ich dzieci nie są pępkami świata, ale że problem leży w nich samych, a nie na zewnątrz, choć tak silnie starają się temu zaprzeczać. Dzieci takich rodziców są identyczne. Zawsze wina jest czyjaś.

    OdpowiedzUsuń
  14. Problem inaczej widzą obie strony. Nauczyciel uważa, że robi wszystko zgodnie ze swoimi obowiązkami, dzieci mają pretensje do nauczycieli o sposób edukacji, a rodzice powtarzają to na głos. Taki mamy system :)

    OdpowiedzUsuń

Jeśli nie jesteś posiadaczem konta google+ wybierz "nazwa/adres url" i wpisz swój nick lub imię. Trochę tak głupio rozmawiać z Anonimem.