Jeśli wierzysz, że Ci się uda, że potrafisz, w większości wypadków rzeczywiście Ci się uda, to władza umysłu nad ciałem.

- Vernon Wolfe

poniedziałek, 20 sierpnia 2012

Kto pyta, nie błądzi

Kazimierz Dolny - Rynek
Uśmiecham się na wspomnienie naszej rodzinnej podróży, a szczególnie, na wspomnienie pewnego wydarzenia, które przeszło do historii rodzinnych anegdot.

Jak już wcześniej pisałam, pierwszym przystankiem naszej podróży był Kazimierz Dolny. Ledwie zakwaterowaliśmy się w hotelu, a ja już rodzinę pogoniłam do zwiedzania. Szkoda mi było czasu na odpoczywanie, kiedy tyle pięknych miejsc i zabytków czeka na podziwianie. Rozumiem,że Małżonek miał prawo być zmęczony. W końcu to on prawie 10 godzin wiózł nas do tego czarownego miejsca, ale przecież .... przecież przyjechaliśmy tu w jakimś celu. A zatem ruszyliśmy w miasto. W pewnym momencie, rodzina zaczęła domagać się przerwy na posiłek.
Uległam.
Padła propozycja pizzy. Młodsza wypatrzyła lokal i miejsce, gdzie możemy przysiąść. Szczególnie dziwne wydawało mi się to miejsce do siedzenia - po drugiej stronie ulicy, ale przekrzyczana zostałam i uciszona. Zatem potulnie usiadłam przy stoliku i czekam.
Po chwili:
- A jak usłyszysz, kiedy nasza pizza będzie gotowa? - pytam męża.
- Babka przyniesie.
- Aha!
Obserwuję.
 Faktycznie, co jakiś czas biegnie babka z pizzą z  drugiej strony uliczki, a ta trafia do klientów siedzących przy stolikach.
Czekamy....
Czekamy 10 minut, 15, minut, 20 minut, pół godziny.
Ludzie zjadają swoje pizze i odchodzą, a my wciąż siedzimy.
Dziwne mi się to wydało, ale moi dalej uspakajają mnie,żebym cierpliwie czekała.
Głupio tak siedzieć o suchym pysku. Zatem podeszłam do baru, aby sobie chociaż kawę mrożoną zamówić. A skoro już do tego paru podeszłam, to przecież o tę pizzę zapytać mogę. Kto pyta, nie błądzi, jak uczy przysłowie ludowe. Grzecznie zapytałam, co z tą naszą pizzą, bo my tak siedzimy......
U pana zobaczyłam przerażenie w oczach. Jakżeby to o nas zapomniał, coś ominął. Szuka w swoich rachunkach, dopytuje...
Więc ja mu grzecznie nasz rachunek ( trochę wymięty, bowiem tuż przed zniszczeniem został przeze mnie uratowany) Pokazuję.
A pan!
- Proszę pani, ale to nie jest nasza restauracja!
- Jak to nie wasza? Przecież widzę, jak donoszą wam pizzę z tej pizzerii naprzeciwko.
- Tak, bo my tam zamawiamy dla ludzi, którzy u nas zamawiają.
- ????? - wzięłam kawę i wracam do stolika z wieścią dla moich!
A oni, że co ja opowiadam, że....
- Kelner łaskawie zgodził się, abyśmy tutaj zjedli, bo ja kawę zamówiłam. Ale ktoś tę naszą pizzę musi z owej pizzerii przynieść.
Poszedł Mężowski z Młodszą. Przynieśli zimną pizzę, która od 40 minut na ladzie czekała.


Do dzisiaj na wspomnienie tamtej sytuacji wybuchamy gromkim śmiechem. Nie ma to jak wpuścić chłopa do biura..... cha, cha. cha


12 komentarzy:

  1. Takie anegdoty pamięta się bardziej,niż zwiedzane miejsca!;))

    OdpowiedzUsuń
  2. I takie anegdoty łączą

    OdpowiedzUsuń
  3. No to macie się z czego śmiać:))

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ano! Mamy i smiejemy się. Gdyby głupota miała skrzydła.... cha cha cha!

      Usuń
    2. zabawna historia, fajnie, że się z nami podziliłaś

      Usuń
  4. a czemu mój komentarz wcięło???? Komu ja go napisałam????

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ha, a to ci historia? Do mnie na skrzynkę przyszedł, więc odpowiadam:
      Gdyby mi się tej kawy wcześniej zachciało, to pewnie nie zapytałabym o pizzę, tylko grzecznie bym czekała dalej!

      Usuń
  5. Fajne wspomnienie, byłam w Kazimierzu 8 lat temu i zatęskniło mi się po przeczytaniu Twojej opowieści . Byłam tydzień w górach , lało przez 5 dni , przynajmniej się wyspałam., Pozdrawiam serdecznie

    OdpowiedzUsuń
  6. Nie ma tego złego , co by na dobre nie wyszło!

    OdpowiedzUsuń
  7. Takie rodzinne anegdotki, będa żyć wiecznie, opowiadane z pokolenia na pokolenie:):)

    OdpowiedzUsuń

Jeśli nie jesteś posiadaczem konta google+ wybierz "nazwa/adres url" i wpisz swój nick lub imię. Trochę tak głupio rozmawiać z Anonimem.