Jeśli wierzysz, że Ci się uda, że potrafisz, w większości wypadków rzeczywiście Ci się uda, to władza umysłu nad ciałem.

- Vernon Wolfe

piątek, 10 lutego 2012

Karnawałowo


Dzisiaj idę na bal. Nie jest to nowość. O tym, że będę bawić się wiedziałam już miesiąc temu. I już miesiąc temu nie byłam zachwycona. Dlaczego? Jakoś tak nie bardzo balowo jestem nastawiona. O ile kiedyś pierwsza byłam do tańców i zabaw do białego rana, to mojego męża trudno było z domu wyciągnąć. A teraz, proszę! Wszystko się odmieniło. No cóż.
Już miesiąc temu kupiłam sobie na tę okazję kieckę, żeby nie było, że znowu w tej samej. Kupiłam powiesiłam i zapomniałam aż do wczoraj. Przymierzyłam ową kreację i pytam młodszą o zdanie, jak wyglądam.
- Jak Fiona! – ona mi rzecze.
Masz ci los. Już bałam się zapytać, czy jak Fiona za dnia, czy po zmroku. W każdym razie i ja ową szkaradę w lustrze zobaczyłam. Kiecka w kąt poszła. Ja w samochód i po nową kreację. Boże jak ja nienawidzę kupować sukienek. Mierzyć to trzeba. Za dużo zachodu. A najgorsze jest to,że nie mogę na siebie patrzeć. Ale cóż, jak mus, to mus.
Zaglądam do ulubionego butiku. A tam – pożal się boże! Jak mnie się co podoba, to rozmiar jak dla anorektyczek. A mój rozmiar – to …. Nic tylko ryczeć, wyć, tupać nogami. I już miałam w szał owy wpadać, kiedy ekspedientka wyciąga tę jedną,jedyną. Nie patrzę na cenę. Cholera! W końcu zarabiam. Zmierzyłam. Całkiem, całkiem.
W domu pokazuję Młodszej!
- O boże! Coś ty kupiła? – Ręce mi opadły. Wzniosłam  wzrok do góry i zawołałam:
- Starsza! Gdzie jesteś? Ratunku! – Bowiem Młodsza by mnie najlepiej w dresy jakieś wystroiła.
Suknię przymierzyłam i Młodsza zdanie zmieniła. Wydawało się, że problem z głowy.
Ale nie!
Ja sobie dodatki i to koniecznie czerwone wymyśliłam. Zakupiłam nawet różę czerwoną, piękną! Do domu jej nie doniosłam, gdzieś zgubiłam. Drugiej takiej samej nigdzie nie dostałam, zatem z braku laku zakupiłam inną, cholernie tandetną. I ową czerwoną różę próbowałam do mojej kreacji przypiąć. Ale cokolwiek zrobiłam, Młodszej się nie podobało. No to taki czerwony tiul chwyciłam, potem szyfon i dalej cudować. W każdym razie stwierdziłyśmy, że ta tandetna róża, jeszcze najlepiej wygląda przy tej sukience. Zatem ją zostawiłam.
Dzisiaj rano miałam jechać do fryzjera. A tutaj samochodzik bzzzz… nie odpalił!
No nie!
Jak kuchta domowa na bal w towarzystwie wielkich osobistości nie pójdę! Chcieć, to znaczy móc. Na pomoc zawołałam sąsiada. Nie ma to jak chłop, który wie, co w takiej sytuacji poradzić.  Do fryzjera dojechałam. Wizyta najwyraźniej udana, bowiem Młodsza skomentowała:
- Jak hrabina wyglądasz!
Nie wiem, czy to kompelent zachwytu, czy znowu przytyk. Ale mniejsza o to. Fryzjerka uczesała mnie, jak chciałam. Nawet porawiać nie muszę.
Teraz sobie jeszcze szpony przykleję. Ostatnio okres nerwowy miałam, pazury poobgryzałam. Jakże to  takie ręce pokazywać? Rękawiczek atłasowych w kolorze czerwonym nie mam. Paznokci długich nie lubię, ale na ten jeden wieczór to się poświęcę. Zatem kupiłam sobie takie pięknie pomalowane z cekinami i nakleję. A co!? Damą będę!
No i…
Żeby tylko warto było!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Jeśli nie jesteś posiadaczem konta google+ wybierz "nazwa/adres url" i wpisz swój nick lub imię. Trochę tak głupio rozmawiać z Anonimem.