Jeśli wierzysz, że Ci się uda, że potrafisz, w większości wypadków rzeczywiście Ci się uda, to władza umysłu nad ciałem.

- Vernon Wolfe

czwartek, 26 maja 2011

Matka


Mama, mamusia, mateczka, mamunia,  – słowa te są niezwykle ważne w życiu każdego dziecka. A wypowiadane przez małe dziecięce usta kruszą nawet najtwardsze serca.
    Matka to miłość bezinteresowna i ogromna odpowiedzialność.Bycie matką, to  najtrudniejsza życiowa rola, to misja, jaką kobieta ma do wypełnienia w swoim życiu. Od tego jak ją wypełni, zależy los jej dziecka. Dlatego decyzja o jej podjęciu powinna być w pełni świadoma.
     Kobiety, które czują, że nie powinny mieć dzieci - niechaj ich nie mają.
     ***
     Wzorem matczynej miłości, mądrości i odpowiedzialności była moja mama. Pamiętam ją zawsze taką ciepła, czułą, zaradną, cierpliwą i uśmiechniętą. Nie umiała odpoczywać. Zawsze miała coś do zrobienia. Nigdy się nie skarżyła, nigdy nikogo nie oceniała, nie krytykowała. Pokornie przyjmowała wszystko, co zesłał jej los i za wszystko była wdzięczna. Dawniej nawet drażniła mnie ta jej wdzięczność i to ( dla mnie wówczas nieuzasadnione) zadowolenie z życia. Bo z czego tu było się cieszyć? Nie byliśmy bogaci. Inne dziewczyny miały modne stroje, wyjeżdżały z rodzicami na wczasy np. do Bułgarii. A ja... szkoda gadać. Rodzice byli na rencie. Ledwie wiązaliśmy koniec z końcem. A ona cieszyła się z tego co mamy, jakbyśmy mieli niewiadomo co.
- A cóż my takiego mamy?-  krzyczałam niemal przez łzy. Ona spojrzała na mnie spokojnie i powiedziała:
- Mamy tyle, ile do szczęścia nam potrzeba. Trzeba dziękować Bogu za to, co mamy.
      Musiało upłynąć wiele lat, zanim zrozumiałam, o czym mówiła. Niestety, nigdy jej nie przeprosiłam. Nie zdążyłam. Dlatego pamiętam tę rozmowę do dziś.
      Moja mama ciężkie miała życie. Zwykle szła pod wiatr i pod górkę.  Aż dziwne, że zawsze była taka pogodna.
      Rodzoną matkę ledwie pamiętała. Miała 7 lat, kiedy umarła. Wówczas musiała dorosnąć. Trzeba było zająć się dwuletnią siostrzyczką.
      Kiedyś opowiadała, jak wyglądała stypa po matce. Przyszli goście. Wszyscy zasiedli przy stole. Matki karmiły swoje dzieci, sadzały je na kolanach, a oni trójka sierot ( mama i jej rodzeństwo) stali pod piecem. Nikt nie zapytał, czy są głodni. Nikt nie zaproponował, aby usiedli przy stole. Zapamiętała ten obrazek do końca życia.
      Wojna zabrała jej resztę dzieciństwa i młodość. Jako kilkunastoletnia dziewczynka musiała ciężko pracować u Niemców. Po wojnie zabrakło miejsca dla niej w rodzinnym domu. Wyjechała zatem szukać swojego szczęścia na Ziemie Odzyskane. A znaleźć je było trudno.
     Podstawówkę ukończyła wieczorowo. Ciężko pracowała fizycznie w fabryce na zmianySpotkała też swoją miłość. Wielką miłość, która okazała się tragiczna. Sama została z dwójką malutkich dzieci. Ale nieszczęścia zwykle chodzą parami. Wkrótce umarła jej córeczka.
     Większość jej życia, to  samotne zmagania z codziennością, z biedą , upokorzeniem i strachem. Samotnie wychowywała syna, który przysparzał jej nie lada kłopotów.
     W wieku dojrzałym wyszła za mąż za mojego ojca i wkrótce później na świecie pojawiłam się ja, wymarzona, obiecana przez Boga córeczka. Oj, wiele trosk  i ja jej przydałam. Byłam dzieckiem bardzo wątłym i chorowitym. Kilka razy śmieci spod kosy uciekłam. A ona gorąco modliła się. Najwyraźniej Bóg wysłuchał jej modlitw, bowiem pozostawił mnie na tym łez padole.
     Dbała o to, aby jej dzieci uzyskały wykształcenie. Ciężko pracowała, ale ani mnie, ani bratu nie mogło zabraknąć na naukę. Pilnowała, abyśmy się dobrze odżywiali. Byłam już w ogólniaku, kiedy jeszcze przynosiła mi śniadanie do łóżka.
     Nasz dom był pełen gości. Czasami przeszkadzało mi to. Potrafiłam nawet burknąć z niezadowolenia. Wówczas mama przytulała mnie z uśmiechem i mówiła:
- Gość w dom, Bóg w dom. Cieszmy się ,że chcą do nas przychodzić. Znaczy, że czują się u nas dobrze.
    Mama była doskonała gospodynią. Świetnie gotowała. Miałam wrażenie, że sprawia jej przyjemność karmienie ludzi. Często powtarzała:
W moim domu nigdy nie zabraknie jedzenia. – Wiedziała bowiem, co to  głód.
    Gotowała dużo. Czasami miałam wrażenie, że gotuje dla całej ulicy. Zwróciłam jej nawet na to uwagę:
- Mamo! Kto to będzie jadł?
Zje się, jeśli nie dzisiaj, to jutro – odpowiadała. Następnego dnia jedliśmy jednak co innego na obiad.
    Odkryłam jej tajemnicę pewnego dnia, kiedy wcześniej wróciłam ze szkoły. Żywiła patologiczną rodzinę z drugiego piętra.
- Tym pijakom i degeneratom nosisz jedzenie? – krzyczałam oburzona
Bożenka jest umierająca. Ma raka. Jeśli im nie zaniosę, nie będą nic jeść przez cały dzień.
Pamiętaj – dodała moja matka – NIE ŻYJESZ DLA SIEBIE, ŻYJESZ DLA LUDZI. Jedzenia nam nie zabraknie tak długo, jak będziemy umieli się nim dzielić.
***
     Zmarła nagle, przed świętami Bożego Narodzenia. Spadł wówczas obfity śnieg. Ziemię skuł lód. Bałam się, że niewiele osób z rodziny przyjedzie na jej pogrzeb. Przyjechali wszyscy.
      W jej ostatniej drodze towarzyszyły jej tłumy. Setki ludzi. Przyszli całymi rodzinami. Starzy i młodzi. Niektórych nigdy nie widziałam. Przyszli, aby złożyć hołd mojej matce. Prostej kobiecie.
      Po pogrzebie podszedł do mnie ksiądz.
- Dlaczego nie powiedziała pani, że mama była kimś zasłużonym?
-         Moja mama była dobrym człowiekiem – odrzekłam. I wówczas zrozumiałam jej słowa:
„Nie żyjesz dla siebie, żyjesz dla innych.”

Mamo! To już dwanaście lat, a ja ciągle tęsknię! Brakuje mi Twoich ciepłych słów. Brakuje mi Twojego wsparcia,twojej mądrości. Tak bardzo kocham Ciebie.

To mi dzisiaj w sercu gra    

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Jeśli nie jesteś posiadaczem konta google+ wybierz "nazwa/adres url" i wpisz swój nick lub imię. Trochę tak głupio rozmawiać z Anonimem.