Jeśli wierzysz, że Ci się uda, że potrafisz, w większości wypadków rzeczywiście Ci się uda, to władza umysłu nad ciałem.

- Vernon Wolfe

niedziela, 6 marca 2011

Szklane oczko i blondynka


Byłam u okulisty. Wprawdzie z Młodszą, ale przy okazji i siebie przebadałam. O mocniejsze szkła poprosiłam, bo te jakoś takie za słabe się wydają.
    Pani doktor zbadała mnie wnikliwie na tej całej nowoczesnej aparaturze i powiada:
- A po co pani mocniejsze szkła. Słabiej pani widzi, bo ciągle w nich chodzi. W domu trzeba okulary zdejmować. Przecież nie zabije się pani. – Zaskoczyła mnie. Faktycznie, ledwie oczy otworzę, to już okulary na nas wkładam. Żyć bez nich nie mogę, bo ja lubię wyrazistość. Świat zamglony, to nie dla mnie. No, ale z autorytetem w tej dziedzinie sprzeczać się nie będę. Szybko myślę i…. genialna myśl rodzi się w mojej łepetynie o blond czuprynie.
- Pani doktor, a co pani myśli w mojej sytuacji o soczewkach?
     I kolejne badanie, mierzenie. Soczewki jak najbardziej, ale również okazjonalnie.     
     Dostałam receptę i czym prędzej do optyka pobiegłam soczewki sobie zakupić.
    Okulary mi zbrzydły. Parują, brudzą się. A podczas ćwiczeń fizycznych mają tendencję zsuwać się z nosa. Tylu ludzi soczewki nosi i są zadowoleni. Moja Młodsza ten wynalazek bardzo sobie chwali. Zakładanie i zdejmowanie to dosłownie minuta osiem. Nawet lustra nie potrzebuje. Skoro to takie łatwe, to może i ja…. W końcu ułomem nie jestem, tylko spróbować trzeba.
   Kupiłam więc soczewki i postanowiłam wypróbować. Wybrałam dzień, kiedy obie córką na późniejszą godzinę do szkoły miałyśmy. Oczami wyobraźni widziałam, jak wystroję się, makijaż odpowiedni trzasnę, a co? Będę czuła się jak dama.
     Przygotowałam sobie miejsce do zmiany mojego wizerunku i do dzieła. Oj! Łatwe to nie było. Delikatna błonka z palca się zsuwa, do oka wejść nie chce. Powieki się zamykają i dostęp do oka obcemu ciału blokują. Oko łzawi, piecze. Ale ja uparcie soczewkę do niego pakuję. Przecież kupiłam, to co ma leżeć. Na pomoc przybiegła Młodsza i instruuje. Uf… Po dwóch godzinach udało się w jednym oku ów wynalazek zamocować. Czas na drugie, a tu drr….  Odzywa się czasomierz, że czas do pracy się szykować. Trzeba się spieszyć z drugim szkiełkiem. Młodsza wpada na genialny pomysł, że mi powiekę przytrzyma, a ja szybciutko do oka włożę, co trzeba. Guzik. Nie sądziłam, że tyle siły mam w powiekach swoich. Soczewki w końcu nie nałożyłam. A tej włożonej wyjąć nie mogłam. Trudno! Niech się dzieje, co chce! Musiała mi wystarczyć jedna soczewka. Młodsza protestowała, ale cóż.
     Dzieciaki w moje klasie szybko przemianę zauważyły. Zauważyły również czerwone jak u królika oczy, które ciągle wycierałam od łez.
- Dlaczego pani płacze? – zapytał wreszcie Mikołaj
- Ja nie płaczę, ja tylko soczewki nałożyłam i oczy mi łzawią.  

   Trzeba było widzieć zdumione oczka moich podopiecznych.
- Nie patrzcie tak! Uczę się nakładać soczewki. To wcale nie jest łatwe. Ale trening czyni mistrza. Jutro będę lepiej wyglądać.
   W domu miałam problem ze zdjęciem tej cholernej błonki. Udało się. Ale, co powiem dzieciom, kiedy jutro w okularach znowu przyjdę? Dawaj znowu ćwiczyć, żeby twarz zachować. Mało oczu nie wdłubałam, ale porządnie nałożyłam, a potem zdjęłam. Wszystko jest dla ludzi.
Tylko jednak chyba wolę okulary. Te moje stare, które się brudzą, które parują…..

Może kiedyś jeszcze sięgnę po soczewki. Może?????

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Jeśli nie jesteś posiadaczem konta google+ wybierz "nazwa/adres url" i wpisz swój nick lub imię. Trochę tak głupio rozmawiać z Anonimem.